Kiedy na baszcie umilkły piekielne wrzaski i potępieńcze pojękiwania, Paragon zrozumiał, że zadanie, jakie im powierzył Antoniusz, zostało wykonane bezbłędnie. Teraz, siedząc w podziemnym korytarzu, oczekiwał zjawienia się Perełki. Umówili się, że gdy Perełka zejdzie z baszty, razem pójdą zwolnić Jolę, która wraz z magnetofonem czekała na nich w lewym skrzydle zamku.
Nie miał zegarka. Wnioskował jednak, że gdy
doliczy
do stu, Perełka powinien dołączyć do niego. Tymczasem zaczynał już liczyć piątą setkę, a ciemny wylot korytarza wciąż był pusty i głuchy. Zaległa martwa cisza. Słychać było jedynie głos kropel spadających z wilgotnego sklepienia i dziwny szelest, jakby ktoś przesypywał suche ziarno.
Paragona zaczął z wolna ogarniać niepokój. Co się stało z dzielnym inspektorem Albinowskim? Przecież z baszty do podziemnego korytarza prowadziła prosta droga i trudno było zabłądzić.
|