Odwrócił się i szedł, my posłusznie za nim.
Z
szubienicznym humorem
pomyślałem sobie, że role się zmieniły, a czarny człowiek za wielowiekową poniewierkę brał teraz skromny odwet na białym. Opowiadano mi, że niedawno policja nieźle poturbowała w Gwinei pewnego Francuza, gdy nie chciał natychmiast pokazać dowodu osobistego, a przed czterema miesiącami czeskiego filmowca, wędrującego w głębi kraju ze wszystkimi papierami w porządku, władze jakiegoś gorliwego miasteczka nawet wsadziły do buchty na trzy dni, zanim sprawa się wyjaśniła. Co prawda tu, o pięćdziesiąt kilometrów od stolicy, nie groziły mi takie tarapaty, ale - postanowiłem mieć się na baczności.
Gdy wchodziliśmy do komisariatu, zbiegło się już kilkudziesięciu mieszkańców Koyi; zbitą masą zapełnili drzwi i wszystkie okna budynku, by widzieć teatr z białymi.
|