Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k0RLG329
Tytuł:
Wydawca: Wydawnictwo W.A.B
Źródło: Nikczemne historie
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Monika Piątkowska,  
Data publikacji: 2009
A może jednak los mężczyzny był już przesądzony? I to nie on, Thomas Wolf, miał być narzędziem tego losu? Ale czy na pewno?
W każdym razie, gdy mężczyzna szedł po schodach, Thomas Wolf po raz pierwszy pomyślał, że mógłby go okraść, i znów poczuł się dobrze. Oto nadarzała się okazja, oto wciąż jest farciarzem, oto jeszcze raz wywinął się katastrofie, oto on - wyprostował się, zamówił piwo, a jego umysł zajęła przyszłość. Przypomniał sobie wówczas, że widywał już człowieka w brązowym płaszczu, i odgrzebał w pamięci wieczór sprzed dwóch dni, gdy wpatrzony w drzwi, czekał na wspólnika, a mężczyzna, który właśnie skądś przyszedł, zamawiał u kelnerki obiad. Głośna niemczyzna, którą się posługiwał, zasugerowała Thomasowi Wolfowi, że mogą być rodakami, i już samo to sprawiło, że wolał nie krzyżować z nim wzroku - spotkanie rodaka, być może ciekawskiego, zmusiłoby go do kłamstw, na które nie miał siły. Tamtego dnia czuł przed nim strach. Nazajutrz ujrzał go ponownie: wychodził właśnie z pokoju, gdy mężczyzna, jak się okazało lokator sąsiedniej klitki, na moment wyjrzał na korytarz. Wyglądało, jakby na kogoś czekał. Thomas Wolf spostrzegł wówczas, że mężczyzna wygląda na chorego, zapisał w pamięci gorejące plamy na policzkach i woskowożółtą skórę jego rąk - miał je tak blisko, że mógł ich dotknąć. W owej chwili, sam niepewny i obcy, współczuł mu. Nie nawiązał jednak rozmowy, choć tym razem bardzo jej pragnął: wciąż liczył, że wspólnik jednak przybędzie, i wciąż był ostrożny. W środowy wieczór (ten, w którym spojrzał na mężczyznę tak, jak drapieżnik patrzy na ofiarę) Thomas Wolf nie odnalazł już w sobie ani litości, ani strachu, więcej nawet, był pewien, że nigdy ich nie odczuwał.
Wyjaśnienie tej zadziwiającej niepamięci, przydającej nawet tak marnemu istnieniu jakiejś głębi, może być jednak banalne: najprawdopodobniej wcześniej Thomas Wolf patrzył na mężczyznę cudzymi oczami, oczami Hansa Berna, księgowego z Monachium, którym stał się na ten jeden praski występ, którego dokumenty trzymał w kieszeni i który, być może, zanim skonał na czerwonkę w pruskim lazarecie nieopodal Allenstein, miał duszę ze słomy i pierza. Jeśliby uznać, że to prawda, Thomas Wolf istotnie mógł ni