Dane tekstu dla wyniku: 6
Identyfikator tekstu: PELCRA_6203010001818
Tytuł: Re: Chorobowe-jak zapobiegac?
Wydawca: Usenet
Źródło: Usenet -- pl.biznes
Kanał: #kanal_internet
Typ: #typ_net_interakt
Autorzy: "KrzychuT", "regent...", Liwiusz, Kira, "Nixe", "ppm", Michał, "Mag...  
Data publikacji: 2006-09-19
Kira
Re to: Nixe [Mon, 18 Sep 2006 00:00:50 +0200]:




Chętnie.



Nie. Jest dokładnie tym samym co wywalenie wypaczonych drzwi
i wstawienie nowych. Nie spełnia swojej funkcji, więc dalsza
współpraca nie ma zwyczajnie sensu.



Ja od zawsze. Może taka oryginalna jestem, nie wiem, ale nie
widzę podstaw do karania jednego dorosłego człowieka przez
drugiego dorosłego człowieka. Ukarać to rodzice mogą.



Jeśli mi się czyjeś zachowanie nie podoba to ja po prostu nie
kontynuję znajomości. Albo współpracy. Karanie za to nawet by
mi do głowy nie wpadło - jego życie, jego sprawa. Kara to jest
środek wychowawczy - czemu u licha miałabym chcieć wychowywać
dorosłego człowieka? Psu mi to na budę...



Nie.



Jedyny logiczny sposób rozwiązania istniejącego problemu. Ja
z nim współpracować nie chcę, on ze mną najwyraźniej też nie
chce, więc umowę się rozwiązuje i tyle.

Po co podchodzisz do tego emocjonalnie?



Wiedzieć =/= móc udowodnić. Już to chyba pisałam...? :/ Ja wiem
doskonale że nie jestem w stanie nauczyć się niemieckiego, ale
zastrzel - udowodnienia tego przed sądem sobie nie wyobrażam. Tak
jak udowodnienia pewnemu szczylowi że obrobił mi budowę, i paru
innym osobom paru innych rzeczy. Tak, takich których jestem pewna.



Niech będzie że na podstawie utraty zaufania. Do tego prawo ma.
A udowodnić utraty zaufania się nie da - odczucie subiektywne,
nieudowadnialne namacalnie i dowodowo.



A w ogóle zamierza? Bo nie wydaje mi się. Bo i po co.



Ale też za większość efektów tego mojego odbierania nie idzie
mnie pozwać, więc ludzie których to dotyczy też mają mało w tej
kwestii do gadania. I święty spokój.



Nie zamierzam. Mam pilniejsze rzeczy niż użeranie się z jakimś
kanciarzem i szlajanie po sądach. W nosie mam przy tym czy ktoś,
kto mnie orżnął, nie poczuje się przypadkiem skrzywdzony. Mało
mnie jego samopoczucie. Niemal równie mało co jego wydumane jak
na tą okoliczność prawa.



Jak 1+1=2. I dokładnie taki sam poziom argumentu - przedszkolny.
Potem wchodzą ułamki - a w życiu sytuacje nie-zero-jedynkowe.



Z definicji - moja racja jest mojsza . Generalnie, a w tym tutaj
przypadku nawet bardziej, bo to moja firma, mój interes i moje
pieniądze, a gość stanowi dla powyższych zagrożenie.



A mało mnie jak to sobie nazwiesz. Zawsze byłam zdania że żywy
i dobrze prosperujący tchórz ma się lepiej niż kryształowo czysty
ale martwy albo oskubany do zera bohater. Za pewne rzeczy moim
zdaniem nadstawiać tyłka nie warto, i do tych rzeczy zdecydowanie
należą samopoczucie i 'prawa' oszusta.



Zapewniam cię, że nie podając powodów też mam święty spokój
i czyściutkie sumienie. Więc po co mam robić sobie potencjalne
problemy w zasadzie?



Ja mu nie bronię. Ja mu po prostu nie daję narzędzi do tego.
Tak samo jak nie jestem w stanie zabronić złodziejowi rąbnięcia
mi radia - ale też nie zamierzam zostawiać mu otwartych drzwi.



A jak nie mam? Masz czas latać za każdym pacanem i kolekcjonować
przeciwko niemu dowody? Zazdroszczę, ja tego czasu nie mam.



Inna. Ale przykład bardzo fajny - dasz mu do ręki coś ciężkiego
żeby mógł ci przypierniczyć jak będziesz chciała przeszkodzić mu
w rysowaniu twojego samochodu?



A komentuj, czemu nie.


Kira

--
/(o\ : http://kira.wwt.pl :: http://cyber-girl.net :
\o)/ GG: 1565217 :: I am what I am, I do what I want
"gravide"