Anna kochała ojca znacznie bardziej niż matkę, z którą wiecznie się kłóciła; właśnie z powodu tych ciągłych sporów, po powrocie siostry ze Stanów postanowiła się do niej przenieść. I dlatego po śmierci ojca załamała się kompletnie.
Zmieniła się nie do poznania. Miła, zadbana, kulturalna
pięćdziesięciokilkuletnia
kobieta przekształciła się w ciągu dosłownie kilku dni w niechlujną starą wiedźmę. Nagle wszyscy dowiedzieli się o jej dziurze. Demonstrowała ją, opowiadając całą historię swojego romansu sprzed lat, nie tylko przyjaciółkom i znajomym, ale nawet listonoszowi, hydraulikowi i pracownikowi gazowni. Co więcej, rozpiła się. Ona, która nigdy przedtem - jeśli nie liczyć paru lampek wina wypitych za młodu - nie miała kropli alkoholu w ustach (choć może w jej wypadku należałoby raczej powiedzieć "w trzewiach"), teraz co wieczór wlewała w siebie flaszkę czystej, nie zważając na protesty mojej mamy.
Rano czuła się paskudnie, ale twierdziła, że alkohol dobrze jej robi, a w każdym razie pomaga zasnąć. Faktycznie, spała w tym czasie jak suseł, co najmniej do południa. Ryzy, w których trzymała się przez tyle lat, po śmierci mojego dziadka zupełnie puściły.
|