- Nie wiem! Ale myślę, że cię czeka to, co się należy zuchowi: chwała i honor! - odparł stary, głaskając go po głowie.
Minął jeszcze jeden cichy,
skwarny
dzień letni. Coto już od rana wyszedł na podsień i rozkoszował się życiem. W naturze czuć było przesilenie, koniec jednego okresu. Wśród gałęzi drzew i krzewów ćwierkała młodzież ptasia, dopominając się u rodziców pożywienia; przelatujące nieśmiało z konaru na konar w skwarnym powietrzu bujały wielkie bąki, gzy i motyle, monotonnie gruchały turkawki, czasem przerywał ciszę krzyk sójki, zwiastującej jastrzębia, a tło letniej muzyki utrzymywały świerszcze, bezustannie strojące swe jednotonowe skrzypce.
Słońce stało w potędze dojrzewania.
|