Dane tekstu dla wyniku: 4
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000135
Tytuł:
Wydawca: Książnica
Źródło: Osiedle prominentów
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Michał Bielecki,  
Data publikacji: 1997
w ten sposób można mu pomóc. - Sądzi pan, że go dorwali? - Nie wiem. Gdybym wiedział, nie siedziałbym tutaj i nie wydawał funduszy reprezentacyjnych... Kto miałby go dorwać? - Nie mam pojęcia. Pomyślałam, że zmyśla, żeby dodać sobie ważności. Co drugi pijak opowiada niestworzone historie. Ale skoro go szukacie, to może coś w tym jednak było? - W czym miałoby być?... Jak pani na imię? - Izabela... No, w tym, co opowiadał. Że ktoś na niego nasłał Ruskich albo Ukraińców... Nie słuchałam dokładnie.
- Prześliczna Izabelo, błagam panią, niech sobie pani przypomni! Będę panią nosić na rękach! - Trzymam pana za słowo! - roześmiała się. - W niedzielę przed kościołem! - Gdziekolwiek pani sobie życzy! Nawet do ołtarza! - Akurat! - zachichotała i szybko spoważniała, starając się przypomnieć sobie szczegóły rozmowy z Krzywoszem. A może zastanawiała się tylko, w jaki sposób powiedzieć cokolwiek tak, żeby niczego nie powiedzieć. - No więc... - Tak? - ponagliłem. - Jak mówiłam, użalał się na cały świat, bo ktoś podrobił jego podpis na jakimś czeku albo wekslu i nasłał na niego zawodowców. Nie wiem dokładnie, bo słuchałam jednym uchem i potakiwałam. - A nie mówił, kto podrobił podpis? - Nie - pokręciła głową. - Zaraz! Powiedział, że podpis był jak prawdziwy. Zastanawiał się, czy ktoś nie ukradł mu podpisanego czeku! A potem zaczął się zastanawiać, kto podrobił jakiś drugi podpis. - Czyj? - Nie wiem. Chyba jego wspólnika. Jak na to, że słuchała jednym uchem, sporo zapamiętała. - I co potem? - Nic. W pewnej chwili powiedział, że chce płacić, i poprosił, żeby mu wezwać taksówkę. Było jeszcze wcześnie, koło dwunastej... Pomyślałem, że Izabela jest dziewczyną milutką, lecz okropnie naiwną. Nie byłoby dobrze, gdyby rozpowiadała to wszystko innym, więc musiałem ją trochę postraszyć. - Pani Izabelo - zrobiłem poważną minę - proszę sobie wyobrazić, że opowiedziała pani to wszystko człowiekowi, który nasłał na tego gościa bandziorów albo ukradł jego podpisany czek.
Popatrzyła na mnie niepewnie. - Proszę? - Pani życie znalazłoby się w niebezpieczeństwie - rzekłem z naciskiem. - Chyba zdaje pani sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach zdarzają się tacy, dla których zabić człowieka to jak rozgnieść muchę. - Ale pan chyba nie... - urwała, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczyma, w których pojawił się strach. - Ale... - A jak pani myśli? - Nikomu więcej o tym nie powiem! Nawet gdyby mnie żywcem smażyli! - Za późno - pokręciłem głową. - Teraz już byłoby za póź