Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000005
Tytuł:
Wydawca: Książka i Wiedza
Źródło: Piraci znów atakują
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Henryk Mąka,  
Data publikacji: 1995
liwości przybrzeźnego oddziału, który zaatakował statek bez uzasadnienia? Błąd w sztuce wojennej nie mgół być przecież wygodny dla kierownictwa frontu, a wzięcie do niewoli cywilnych zakładników też nie przysparzało zaszczytu. Wprawdzie zdarzyło się, że erytrejscy rebelianci brali zakładników, ale byli to wyłącznie tzw. specjaliści i wojskowi doradcy etiopskiej armii z Kuby, ZSRR i Czechosłowacji. Uważnie obserwując eskortę, nasi marynarze doszli jednak do wniosku, że Erytrejczycy też się bali.
Nie wypadku samochodowego wszakże, ale ataku z powietrza i ewentualnego desantu etiopskiego armii z helikopterów. Bardziej bezpiecznie poczuli się wszyscy w wąskim kanionie, do którego dotarli po trzech godzinach makabrycznej jazdy. W skalnych ścianach wąwązu czerniały się otwory jaskiń, były tu również kamienne szałasy pasterzy i partyzanckie bunkry. Polskich marynarzy umieszczono tym razem w takich kamiennych chatkach-bunkrach, które wcześniej odkadzić trzeba było dymem, aby wystraszyć skorpiony, węże i jaszczurki, a także robactwa i moskity, które i tak nocami dawały im się mocno we znaki. Tu jednak, w górskiej kryjówce rebeliantów swobodnie można było chodzić w dzień, a płynący niżej strumień umożliwiał ożywczą kąpiel. Na lepsze zmieniło się też wyżyweienie, przygotowywane teraz przez własnych kucharzy. Bywał ryż z tłuszczem lub pomidorowym sosem, czasem jakieś danie mięsne. Było również co pić, a zerwana w górach sucha trawa stała się dla uprowadzonych świeżym i wygodnym posłaniem. — Ale i tu nie popasaliśmy długo — wspomina kapitan Sikorski. — W niedzielę 14 stycznia przewieziono nas rozklekotanym autobusem do nowego obozowiska, gdzie po raz pierwszy od opuszczenia statku ujrzeliśmy elektryczne światło. W świetlicy—stołówce z fantazyjnym napisem "Happy New Year" podano nam porządny obiad i dowolną ilość orzeźwiających napojów. Zaraz też ruszyliśmy w dalszą drogę, nocując w przygodnym budynku z sufitem wyłożonym starymi workami. Ostatnim z miejsc naszego dłuższego pobytu okazał się lazaret w wojskowej osadzie, gdzie rozlokowano nas na cztery dni. Rozdano też szczoteczki i pastę do zębów, grzebienie, skarpety, koszule i spodnie. W budynku, gdzie przebywaliśmy, były moskietiery w oknach, łóżkach z pościelą, prysznic, sedes i papier toaletowy, żyletki i elektryczna maszynka do golenia. Słowem Europa w Erytrei. Czwartego dnia pobytu przyszła do mnie nubijska pielęgniarka, powiadaniając o spotkaniu z wysokimi przedstawicielami LFWE. Było ich czterech. Jeden z nich przemówił do zebranej załogi łamaną, ale zrozumiałą… polszczyzną, jako że studiował kiedyś w Krakowie. Na wstępie przeprosił nas za wszystko, stwierdzając że atak na "Krzywoustego" był pomyłką, zawinioną przez służby wywiadu. Następnie obiecał szybkie uwolnienie, dodając, że intensywne negocjacje prowadzone są w tej sprawie przez amerykańską ambasadę w Chartumie. Tego dnia, gdy ktoś wypożyczał wydaną w Londynie broszurę o Froncie i wyświetlono nam kilka videofilmów o walce partyzantów, jej celach zaczęliśmy trochę inyczej patrzeć na naszych żpiratów". W niedzielne południe 21 stycznia podano przygotowany przez naszych kucharzy i roznoszony przez stewardów pożegnalny obiad, a erytrejski operator filmował nas w czasie posiłku. Zaraz po obiedzie wpakowano po dziesięć osób do trzech terenowych toyot, które ciągnąc za sobą tumany kurzu pojechały w kierunku granicy sudańskiej .
Droga ku wolności