- A więc koniec - powiedział generał. - Koniec - powtórzył. - Przyjmę warunki Amerykanów. Zresztą - roześmiał się nerwowo - oni postawią tylka jeden warunek: bezwzględną kapitulację.
- Ale zanim zjawi się ich
parlamentariusz
, gruppenfuehrer Wolf zdąży posłać na śmierć jeszcze kilkuset tych ogłupiałych szczeniaków - odezwał się Kloss. - W tym mieście jest jeszcze trochę latarń, na których można powiesić żołnierzy mających już dość tego piekła.
- Koniec. Taki koniec... - powiedział jakby do siebie generał. Wydawało się, że nie dotarły do niego słowa Klossa. A jednak musiał je słyszeć. - Ani jeden Niemiec więcej - powtórzył - nie zginie w tym mieście. Daję panu na to moje słowo. - Wrócił na fotel i zaczął sam napełniać szklanki. - A teraz - powiedział - chcę pana o coś prosić. Mógłbym panu dać rozkaz, ale wolę, żeby pan to traktował jako moją prośbę. Niech pan zbierze możliwie jak najwięcej ludzi, ściągnie, kogo się da, byle z bronią.
|