Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_DZa02075
Tytuł: Rzecz o języku Dżdżownica po dżdżu
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Śląska"
Źródło: Dziennik Zachodni
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Jan Miodek,  
Data publikacji: 2008-02-15
łoskami. Dziś np. mówimy: kot, nos, syn, dom. Są to, naturalnie, twory jednosylabowe, kończące się spółgłoskami. Nasi słowiańscy przodkowie natomiast, mniej więcej do VIII/IX wieku, nie zamykali tego typu form spółgłoskowo. Po t, s, n, m czy po innych spółgłoskach występował dźwięk pół-samogłoskowy, jerowy właśnie, z otwarciem narządów mowy, pozwalający mówić w odniesieniu do przywołanych wyrazów o dwu sylabach: "ko t z samogłoską", "no s z samogłoską", "sy n z samogłoską", "do m z samogłoską".
W pewnym momencie rozwoju języka jery zaczęły ginąć, bo prawo otwartych sylab przestało obowiązywać. Jeśli w kolejno następujących po sobie sylabach tkwiły jery, to - licząc od prawej strony, od końca - szczególnie słabe, zanikające były wszystkie jery nieparzyste (pierwszy, trzeci, piąty). Za to jery z sylab poprzedzających zgłoski z jerami słabymi przekształciły się w pełne samogłoski. Na gruncie, z którego wykształcił się nasz język, samogłoską tą było e.
Możemy teraz bez trudu wyjaśnić pochodzenie używanej od czasu do czasu formy dżdżu, intrygującej tak wielu rodaków. Jak już wiemy, dzisiejszy deszcz pochodzi od dawniejszej postaci deżdż, ta natomiast od pierwotnej, prasłowiańskiej "d jer żdż jer". Pierwszy jer od prawej strony zanikł, drugi - przeszedł w e, stąd: deżdż. Jeśli w drugim przypadku było: "d jer żdż u", a więc mocny jer z mianownika tu zajmował pozycję słabą (bo pierwszą od prawej strony), to jasne jest, że musiała z tego układu gł