Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000179
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Śmieszni kochankowie
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Mariusz Cieślik,  
Data publikacji: 2004
o że lody są najlepsze, jak człowiek jest głodny. Dla mnie, jak jestem głodny, to najlepsza jest kiełbacha, a dla nich lody. I, niestety, wszyscy ci mądrale sobie umyślili, że będą mieszkać w tym samym mieście co ja i łazić po tych samych imprezach. Kiedyś wpadłem na pomysł, że u nas powinna być struktura federalna, jak w Niemczech. Tam to się rozkłada na parę miast, to tałatajstwo medialno-reklamowe znaczy: Berlin, Frankfurt, Hamburg, Stuttgart, Monachium, bo są landy i każdy ma swoją stolicę.
Możesz sobie spokojnie pójść, gdzie chcesz, i rzadko kiedy się na takich natkniesz. Tylko że tam pewnie też wszyscy chodzą do tych samych knajp, żeby się pokazać. Ale ja mam to w dupie. Niby komu się miałbym pokazywać? Wyrwać towar to i tak najlepiej na dysce, a nie w modnym klubie. Bo tam, jak mówi jeden kolega, na okrągło pracują metkownice i potem do takiej laski żaden czytnik nie pasuje. Tak jej podbijają cenę. Zresztą na towary też nie chodzę. W każdym razie struktura federalna to by było jakieś wyjście, no i powinno być więcej fajnych knajp. Bo u nas jest jedna stolica i trzy knajpy na krzyż, gdzie zawsze oglądasz te same mordy. Kiedyś się przeszedłem po kilku miejscach w sobotę wieczorem i wszędzie spotykałem tych samych ludzi. Na pewno byli z jakichś agencji. Jak Boga kocham, że już bym wolał ulice zamiatać albo polewaczką jeździć niż pracować w takim gównie. Sprzątanie to jest przynajmniej praca pożyteczna dla ogółu. Chociaż z tą polewaczką to chyba przesadziłem. Cholera wie, po co komu taka polewaczka po deszczu. Zaraz, zaraz. A może ona śpi i się zamknęła? To kolejna rzecz, która mnie wyjątkowo wkurza. Po co ona się zawsze zamyka? Na dole bez kodu nie otworzysz drzwi. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś się dobijał nieproszony, a ona, ledwie wlezie do domu, to pierwsza rzecz, od razu się zamknąć. Po co? - pytam, ale jeszcze nie uzyskałem żadnej rozsądnej odpowiedzi. Na wszelki wypadek, ale jaki to może być wypadek, ten wszelki? Jakby się ktoś chciał włamać, to i tak przyjdzie, kiedy nikogo nie ma w domu, a jak przyjdą gangsterzy, to sobie sami poradzą, klucz im nie będzie potrzebny. Tylko niby po co mieliby przyjść, skoro w naszym mieszkaniu jedyna cenna rzecz to telewizor. Prawie nowy. Jeśli ktoś niespodziewanie przylezie, to ewentualnie cieć. Ale może rzeczywiście trzeba walnąć w drzwi, bo ona śpi jak kamień, a jeszcze pewnie się opiła browca, bo dzisiaj były jakieś urodziny albo imieniny. Poza tym, ona jest ciągle zmęczona. To jest dopiero wkurzające. Wraca z pracy, robi obiad, trochę posprząta, ale nie za bardzo, zjemy, włączy telewizor, wyjmie browar z lodówki, uwali się na kanapie i ogląda wszystkie filmy i wiadomości. Może gdzieś pójdziemy - pytam - do kina, do teatru, do znajomych, na koncert, a skąd, "strasznie jestem zmęczona, muszę odpocząć". I tak dzień w dzień. Zachowuje się jak facet z amerykańskich dowcipów rysunkowych , uwalony na kanapie, przed telewizorem, z puszką piwa w ręku. Dobrze, że chociaż obiady gotuje i trochę ogarnie w domu. Bo tak tobym jeszcze się musiał po różnych stołówkach żywić. Ale ciągle się buntuje. Na zakupy każe łazić, sprzątać, myć gary. Zarabiać muszę ja, za to jak przyjdzie do sprzątania, to się okazuje, że mamy równość. Mogę se tak walić nawet głową w te drzwi, i tak to nic nie da. Już prawie jedenasta. A jak spróbuję powiedzieć, że jako główny żywiciel rodziny powinienem mieć jakieś przywileje, to święte oburzenie. Bo ona też przecież pracuje. Szkoda gadać, jak tak dalej pójdzie, to chyba wezmę taksówkę i pojadę nocować do jakiegoś kumpla. Przynajmniej się flaszkę rozpije. Ale normalne to to nie jest, mogłaby przecież zadzwonić z automatu albo pożyczyć od kogoś komórkę. To naprawdę przegięcie, żeby nie dawać znaku życia tyle godzin. W sumie mam prawo się zdenerwować albo nawet obrazić. Nie będę się odzywał ze dwa dni, to może do niej dotrze. Ale obrażanie się jest raczej idiotyczne - jak z kiepskiego filmu obyczajowego. Chyba zadzwonię do koleżki, bo już mam tego dość. To się zdziwi, jak na noc nie wrócę. Zaraz się zaczną podejrzenia i przesłuchania. I dobrze jej tak. Niech się podenerwuje tak jak ja teraz. Cześć, ty, słuchaj, jest taka sprawa, stoję pod drzwiami na klatce, żony nie ma, cholera wie, co się z nią dzieje, jakby co, to mogę się u ciebie przekimać? Kupiłoby się coś, wypiło, pogadało. Poczekam jeszcze piętnaście minut i biorę taksówkę, no to czołem. Chociaż tyle, że nie będę spał na wycieraczce. Ale to jest trochę dziwne. Już dobrze po jedenastej. Żebym miał chociaż numer do tego jej kolegi z pracy, bo ten pijaczyna na pewno tam jest, tobym się nie stresował, że ją napadli albo co. Pewnie siedzi sobie w jakimś pubie, ale jakoś trochę nieswojo. Bo normalnie to dzwoni, że gdzieś dłużej zostaje. Poza tym mówiła, że dzisiaj ma to piwo ze znajomymi z pracy. To wiadomo, że się może przeciągnąć. Nie, no, to już przestało być śmieszne. Chyba poszukam telefonu do tego kolesia. Miałem kiedyś do niego do domu numer, bo mi pomagał glazurę wozić. W sumie, miły gość, tylko jak się napije, robi się strasznie upierdliwy. O, to będzie chyba ten. Halo, dobry wieczór, przepraszam, że tak późno, ale mam pilną sprawę do Arka, bo wie pani... Aaaa, pod innym numerem, ja wiem, że pewnie śpi, ale to pilna sprawa. Wie pani, ja jestem mężem jego koleżanki z pracy, tak, tak, byliśmy na weselu. No, i proszę sobie wyobrazić, że żony jeszcze nie ma, ja stoję pod drzwiami, bo zapomniałem kluczy, i się denerwuję, a oni byli razem w knajpie. Aha, on już wrócił, skąd pani wie? Na pewno? To może ja jednak do niego zadzwonię, może mi pani podać numer? Tak, już piszę, dziękuję. Przepraszam za kłopot. Coś mi się tu, kurwa, nie podoba. Jak on dojechał już do siebie, a mieszka z godzinę drogi od centrum, to ona też powinna. Spokojnie, spokojnie, przecież tam było większe towarzystwo, pewnie się zasiedziała. Jak można być tak nieodpowiedzialnym? Szlag mnie zaraz trafi. Dorośli ludzie tak się nie zachowują. W tym deszczu to się różne rzeczy jednak mogą zdarzyć. Ludzie jeżdżą po mieście, jakby ich kompletnie pojebało. Większość pewnie kupiła prawo jazdy, przecież wszyscy wiedzą, że to żaden problem. Nawet jak umieją jeździć, to im się strasznie spieszy, jakby od tych kilkudziesięciu sekund zależało ich życie. No i czasem zależy. Wiedziałem, że mi się przypomni, jak pół roku temu jakiś skurwysyn ją potrącił na pasach. Wjechał na czerwonym. Na całe szczęście tylko się lekko potłukła. No, odbieraj szybciej ten telefon. Halo, cześć, słuchaj, przepraszam, że tak późno, ale trochę się denerwuję, bo stoję pod drzwiami, a wiesz... No tak, to ja. Co, pijany jesteś? Nie, no słyszę. Wiem, że byliście w knajpie, inaczej bym nie dzwonił. Słuchaj, czekam na nią już ponad pół godziny. Tak. Kiedy wyszliście? Dwie godziny temu!!! Na pewno nie została? Pewny jesteś? A Agata? Może z nią gdzieś poszła? Wszyscy razem wyszliście. No, weź się nie denerwuj. To nie jest chyba normalne. Nie wiem, co robić. To się nigdy nie zdarza. Masz numer do Agaty? Możesz do niej zadzwonić? No dobra, to czekam, dzięki. Cholera, chyba krzyczałem do tej słuchawki. Ma rację ten pijaczek, niepotrzebnie wpadam w panikę. Po prostu, gdzieś się zawieruszyła, mnie też się to przecież zdarzało nieraz. Byle jej się nie stało to, co żonie kolegi. Nie, nie powinienem o tym myśleć. Zawsze wszystko wyolbrzymiam, przynajmniej ona tak mówi. No więc żonę kolegi, dosyć egzotyczną zresztą - z Brazylii chyba - napadli w jakiejś ciemnej ulicy i zgwałcili. Może właśnie dlatego, że była taka egzotyczna, ale czy to w ogóle ma coś do rzeczy? Tyle się słyszy o takich przypadkach. Każdej kobiecie to się może przytrafić. Dobrze by było, żeby tylko zgwałcili. Z tym można sobie jakoś poradzić. Jakaś psychoterapia, dużo cierpliwości i zrozumienia, i kiedyś wreszcie o tym zapomni. Ale w dzisiejszych czasach, kiedy rodzice masowo mordują swoje dzieci, a na każdym rogu mogą człowieka postrzelić bandyci jak nie z Pruszkowa, to z innego Wołomina, po takim psychopacie, co gwałci, można się spodziewać każdego bestialstwa. Była taka sprawa, gdzieś nad morzem, że jak się kobieta opierała, to gwałciciel ją zamordował i potem zgwałcił. A może wcześniej zgwałcił, wszystko jedno. Policja tak działa, że ciało się znalazło po dwóch tygodniach chyba, albo i po miesiącu. No, bez przesady, bez przesady, na razie to jest raptem piętnaście po jedenastej, normalna pora na powrót do domu. Dlaczego ten piździelec nie dzwoni? Może przysnął? Lepiej sam zadzwonię. Zajęte, to pewnie jeszcze gada. Niepotrzebnie się na niego wkurzam, pewnie zaraz się odezwie. Trrrr. No właśnie. I co? Nic nie wie? A kiedy? Łatwo ci mówić: nie panikuj, przecież mogła mieć wypadek. To zadzwoń jeszcze, ja muszę pomyśleć, może zadzwonię na pogotowie albo na policję. Dobra, dzięki. Jak się czegoś dowiesz, to dzwoń. Zawsze jej mówiłem, żeby wieczorem jeździła taksówką, a nie autobusem. Tym bardziej pijana. Może nie pijana, ale parę piw to na pewno łyknęła. A jej przecież dużo nie trzeba. Wypije dwa kieliszki wina i następnego dnia leczy kaca. Chociaż ci taksówkarze to też są różni, jeden to o mało koleżanki nie pobił, jak mu powiedziała, że oszukuje na liczniku. No dobrze, dwie godziny temu wsiadła w autobus w centrum, Agata to widziała, to znaczy, że powinna być w domu w najgorszym wypadku godzinę temu. Jakby się na przykład pomyliła albo jakby się autobus zepsuł. Może zasnęła i jeździ tak od pętli do pętli, potem kierowca ją obudzi, jak będzie zjeżdżał do zajezdni. To by jeszcze nie było najgorzej, tylko że pewnie ją okradną, bo przecież pijanych to okradają kieszonkowcy. Sam kiedyś widziałem. Myk, myk, i nie ma portfela. Niech se w dupę ten portfel zresztą wsadzą, byle krzywdy nie zrobili. Co może zrobić samotna kobieta przeciwko czterem złodziejom? A znieczulica jest taka, że nikt nie zareaguje. Wtedy, jak tego gościa kroili w biały dzień, nikt nie zareagował. Ja zresztą też. Oniemiałem. Nie wiedziałem, jak się zachować. Nie ma co sobie robić złudzeń. Jakby ją tylko okradli, już by dzwoniła z policji. Coś się musiało stać. Jak ją ten samochód potrącił na pasach, parę godzin trwało, zanim zrobili prześwietlenie, badania i takie tam. To chyba najlepiej na pogotowie albo jakąś informację o wypadkach. Piotrek będzie wiedział, on się zna na takich rzeczach. Cześć, słuchaj, sory, że tak późno, ale mam kłopot. Z żoną. Ty sobie, kurwa, nie żartuj, jak nie wiesz, o co chodzi, bo taki kłopot to, zapewniam cię, że nie każdy ma. Słuchaj, czekam na nią pod drzwiami od prawie godziny. Ona wyszła z knajpy dwie godziny temu, czyli już dawno powinna być w domu. Znajomi, z którymi była, nic nie wiedzą. Podejrzewam, że mogła mieć jakiś wypadek po drodze. Parę miesięcy temu już jeden miała. Tak, ale wtedy nic jej się nie stało. Nie wiem, dokąd dzwonić, może jest jakiś numer informacji o wypadkach. Do pogotowia, mówisz, na ten alarmowy, tam rejestrują. Też tak myślę, dodzwonić się trudno i prędzej gazety będą wiedzieć niż policja. Jeśli możesz, to przyjedź, dzięki. To czekam. Ale co oni tam będą wiedzieć na tym pogotowiu? Najlepiej byłoby zadzwonić do szpitala. Tylko do którego? W żadnym jej nie pomogą, tak jak powinni, więc to właściwie wszystko jedno. Lekarze zarabiają grosze i tylko czekają na łapówki. Uzbieram trochę, pożyczę i jakoś tam będzie, byle jej pomogli. Nie rozklejać się, nie rozklejać. Przecież mogła tylko coś sobie połamać albo tak jak ostatnio lekko potłuc. Ale te badania też trochę trwają przecież. Boże, a jak ten samochód jej uszkodził kręgosłup i będzie jeździć na wózku, jak ci goście, których co roku latem pokazują w telewizji, że skakali do wody na główkę i się uszkodzili. Ja tam nie skaczę, bo się boję przez tą propagandę. Ona też nie skacze. Ona to w ogóle jest ostrożna. Na lód nie wejdzie, bo przecież się może zarwać. W jeziorze pływa zawsze dziesięć metrów od brzegu, tak na wszelki wypadek. Nie przechodzi tak jak ja na skuśkę przez ulicę ani na czerwonym, ale to właśnie ona miała wypadek, a nie ja. Ja zresztą kiedyś skakałem na główkę z trzymetrowej wieży na metr głębokości i nic mi się nie stało. Ale głupi był wtedy człowiek i młody. Teraz bym się bał. Mój Boże, tylko nie wózek inwalidzki, to chyba gorsze niż śmierć. Taka śmierć na raty. Choć ludzie tak żyją latami. Tfu, lepiej tak nawet nie myśleć. Tu w bloku to nawet podjazdu dla wózków nie ma. Trzeba by się przeprowadzić. Ale to jest mało ważne, byle tylko przeżyła. Jakoś sobie poradzimy nawet z tym wózkiem. Można przecież na rehabilitację chodzić. Jak ona będzie na tym wózku wyglądała? Jak nieszczęście. Nie będzie nawet widać, że ma ładne nogi, ani nic. No a dzieci? Czy będziemy mogli mieć dzieci? To trudna sprawa, ale widziałem taki program, że to jest możliwe. A jeśli będzie po tym wypadku jak warzywo? Przecież to też jest możliwe. Spokojnie, tylko spokojnie, na razie nic nie wiadomo, może nic się nie stało. Do tego pieprzonego pogotowia tak jak na policję nie można się dodzwonić. Kogoś na ulicy zawał dopada albo samochód przejedzie, a te sukinsyny nie mogą dodatkowych linii telefonicznych zainstalować. W dupie mają ludzkie życie. Telefon, może to ona. Halo, a, to ty. No czekam, czekam. Dzwoniłeś? I co? Nic nie wiedzą. To mnie nie pocieszyłeś. Też mam nadzieję, że się nic nie stało, dzięki za pomoc. Na razie. Jednak ten pijaczek nie jest taki najgorszy. Postarał się, zadzwonił do wszystkich, tyle że się nic nowego nie dowiedział. Jak się do tego pogotowia dodzwonię, to co im powiedzieć? Jak powiem, że szukam żony, bo dwie godziny temu wyszła z knajpy, to mnie wyśmieją. Słyszałem, że na policji, na przykład, to dopiero po trzech dniach od zaginięcia przyjmują zawiadomienie, bo podejrzewają, że ktoś mógł pójść w miasto. I pewnie mają często rację. Potem się odnajduje ojciec rodziny po kilku dniach zachlany w jakimś kurwidole, jak to się kiedyś mówiło, albo na melinie. I wraca później skruszony na łono. Kupi dzieciom cukierki, żonę walnie na odlew i wszystko wraca do normy. A kobiety? To samo. Mało to się słyszy o takich rzeczach? A może, może ona kogoś ma? Jak człowiek posłucha znajomych, to we wszystko można uwierzyć. Ile to się małżeństw rozpada. Niby jest dobrze, świetna para, gruchające gołąbeczki, a tu nagle, rach-ciach, rozwód, bo ona ma kochanka, on ją zdradza albo się nie mogą dogadać, znaczy, niezgodność charakterów. To ostatnie akurat nie powinno dziwić, bo z drugim człowiekiem zawsze się trudno dogadać, i to jest dla mnie dość podejrzana podstawa do rozwodu. Ja tam siebie nie mogę zrozumieć, a co dopiero kogoś, nawet jeśli spędzam z nim połowę życia. Z tego punktu widzenia prawdopodobne jest, że ma romans. Ale z drugiej strony, przecież bym coś zauważył, jakąś zmianę w zachowaniu, nie wiem, podejrzane telefony, niechęć do seksu. Ciągle siedzi w domu, nawet jak mnie nie ma. Nigdzie sama nie chodzi. Tyle że sam znam przypadki, że ludzie prowadzą latami podwójne życie. Takiej Kasi narzeczony, na przykład, był z nią jakieś pięć lat i przez cały ten czas miał drugą kobietę. I pewnie by się nie wydało, tylko postanowił się z tamtą ożenić. Tak że wszystko jest możliwe, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć, bo przecież jesteśmy dobrym małżeństwem. Pieprzone pogotowie, nic dziwnego, że ludzie u nas mrą jak muchy, skoro się do nich przez dziesięć minut nie można dodzwonić. No, wreszcie. Dzień dobry, dzwonię z expressu, z kroniki wypadków, kolega już dzwonił, no tak, ale wie pani, mamy dzisiaj dużo miejsca, a niewiele się działo. Było coś w ostatnich dwóch, trzech godzinach? Aha, tak, a gdzie był ten wypadek? Rozumiem, są poszkodowani. Już piszę, tak, kobieta, około trzydziestki, walczy o życie. O Boże!!! Czy są znane personalia? Nie, nie, to niemożliwe, dlaczego akurat w tej chwili ten pierdolony telefon musiał się rozładować. Nie wiem nawet, w którym szpitalu leży. Niedługo przyjedzie Piotrek, to zadzwonimy z jego telefonu. Może jednak to nie ona, przecież w tym mieście mieszkają dziesiątki tysięcy kobiet koło trzydziestki. Co z tego, że wypadek był na naszym osiedlu. Przecież tu mieszka sto tysięcy ludzi. To nic nie znaczy. O Jezu!!! Nawet gdyby to była ona, przecież jeszcze żyje. Boże, co robić? Co będzie, jeżeli ona umrze? Nigdy nie wiem, jak się zachować wobec tragedii, a co dopiero, jeśli coś takiego przydarzy się mnie samemu. Jak ja to zniosę, przecież nie potrafię sobie wyobrazić bez niej życia. Tyle razem przeszliśmy. Było nam tak ciężko i wreszcie dorobiliśmy się takiego pięknego mieszkania, dobrze nam się układało, moglibyśmy mieć dziecko, gdyby nie to, że twierdziłem, że jest za wcześnie. Przynajmniej bym nie został sam. Rodzice by pomogli wychować. Nigdzie nawet razem nie pojechaliśmy, tylko oszczędzanie, bo ciągle za mało pieniędzy. Nie widziała wieży Eiffla ani Manhattanu, ani nawet Pragi. Ona była taka dobra. Wszyscy mi zazdrościli, że mam taką wspaniałą żonę. Przecież wcale nie jestem ani za bardzo przystojny, ani nic. Mogła wybrać kogoś innego, a wybrała takiego przeciętnego gostka jak ja. A ja się oglądałem za dupami, nie doceniałem jej, nudziła mi się jej dobroć i wyrozumiałość. Nawet kombinowałem, żeby ją - tak na próbę - zdradzić. Żeby sprawdzić, jak to jest. Dopiero teraz, kiedy wiem, że niedługo może umrzeć, dotarło do mnie, jak bardzo jej nie doceniałem, jak często ją krzywdziłem. Prawdę mówiąc, był ze mnie kawał gnoja, żeby nie powiedzieć: skurwysyna. Wiadomo, że są gorsi, tacy, co biją, piją i chodzą na dziwki, ale to żadne wytłumaczenie. Czepiałem się o byle gówno, dogryzałem, wyśmiewałem, no i najgorsze, że ciągle myślałem o innych laskach. Trudno było tego nie zauważyć. Zawsze mi coś nie pasowało, a to nie tak się zachowywała, a to nie tak wyglądała. Wpędziłem ją w kompleksy tym swoim gadaniem. I nie okazywałem, że ją kocham, a przecież kobiety lubią być doceniane. Teraz może być już za późno. Ale jest szansa, że zdążę powiedzieć jej choć parę słów. Gdzie ten cholerny Piotrek, pół godziny jedzie te dwa kilometry? A jakby tak od sąsiadów zadzwonić? Jeżeli to nie ona, to uznają mnie za jakiegoś psychopatę. Co gorsza, mogą sobie pomyśleć, że nie wiadomo co się u nas dzieje. Jakieś dantejskie sceny. Lepiej poczekam jeszcze chwilę. No i co teraz ze mną będzie? Zaraz się chyba rozpłaczę. Trzeba będzie zadzwonić do teściów i rodziców, żeby urządzić pogrzeb. Sam nie dam rady. Tylko gdzie ją pochować? Tu, w środku tego ohydnego pogrzebowego kombinatu w szczerym polu? Tu bym miał najbliżej na grób. Ale ładniej jest na tamtym, u rodziców. Daleko nie jest, godzina drogi, jakoś tam bardziej po ludzku chowają. No nie wiem, trzeba się będzie naradzić. A co z pracą? Przecież ja w takim stanie nie będę mógł pracować. Ciekawe, jak się wobec mnie zachowają. Pewnie przyjdą na pogrzeb. W takich sytuacjach się okazuje, jaki kto jest, czy się potrafi zachować, pomóc itede. Pewnie będą się ze mną obchodzić jak z jajkiem. Miałem taką koleżankę ze studiów, której męża zabił piorun na jeziorze. Trudno w to uwierzyć, ale to prawda. Mógł mieć wtedy ze dwadzieścia pięć lat, to się zdarzyło na ich pierwszych wakacjach po ślubie. I jak ona wróciła z tych wakacji, to nikt nie wiedział, jak się wobec niej zachować. Wszyscy wkoło chodzili na palcach. Bo nie wiadomo, co w takiej sytuacji powiedzieć. No co? Że to przykre, że ktoś tak młodo zginął, bo normalne jest, kiedy umierają starzy ludzie. Że jakoś to będzie. Jak można znaleźć słowa dla takiego bólu jak mój czy jej. Albo taki jeden z pracy. Siedzimy kiedyś na piwie we dwóch, bo reszta się gdzieś rozeszła, a on nagle zaczyna płakać. Rozkleił się kompletnie. I wypalił mi, że niedawno zginęła jego narzeczona, w takim potwornym wypadku samochodowym, który pokazywali nawet w wiadomościach. No i co można na to powiedzieć. Nic. Ale on sobie potem jakoś ułożył życie. Ożenił się, ma dziecko. Trochę czasu to zajęło, ale poradził sobie. Co z tą koleżanką, to nie wiem, wyjechała gdzieś i zupełnie straciłem z nią kontakt. I tak młody człowiek po takiej tragedii jest w lepszej sytuacji niż na przykład pięćdziesięciolatek. Jeszcze całe życie przed nim. Chociaż znam też przypadki, na przykład ten sąsiad, którego żona zmarła na raka, że i po pięćdziesiątce można zacząć od nowa. W moim wieku jednak łatwiej coś takiego znieść. Będzie mi ciężko, ale mam już mieszkanie i niezłą robotę. Znajdę kogoś. Zwłaszcza że taki młody człowiek naznaczony rysem tragicznym jest bardzo interesujący. Z jednej strony straszne przeżycia, z drugiej jakaś pozycja materialna i zawodowa. Na początku nie będę się z nikim wiązał, tak raczej niezobowiązująco się mogę spotykać. I nie powinienem od razu podejmować decyzji, czy to ktoś odpowiedni, czy nie. Dużo jest fajnych kobiet, na przykład ta Gośka z firmy. Mógłbym się z nią za parę miesięcy umówić, szybciej nie wypada. Ona wydaje się bardzo wrażliwa, na pewno chciałaby mi pomóc. Jak będę ostro balangował, to wszyscy zrozumieją, że to reakcja obronna, że mi się należy. A na imprezach też można kogoś poznać, przecież moją żonę poznałem na imprezie. Kurwa, gdzie ten Piotrek, zaraz tu oszaleję. Pierdolony, gówniany telefon, nie miał się kiedy wyczerpać. Rozwalę to gówno, razem z tymi pieprzonymi drzwiami. O Boże, jakieś szmery. Włamywacze, trzeba wołać policję, może to oni jej coś zrobili. Był taki przypadek, znajomy mi mówił, że złodzieje weszli do mieszkania, gdzie byli ludzie, i pewnie by ich pozabijali, ale tamci wszystko im powiedzieli, gdzie co jest. Chyba trzeba krzyczeć, jak będą coś mi chcieli zrobić, może ktoś z sąsiadów usłyszy i wezwie policję.
- Policja...