Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000174
Tytuł:
Wydawca: SuperNowa - Niezależna Oficyna Wydawnicza Nowa
Źródło: Krew i kamień
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Tomasz Kołodziejczak,  
Data publikacji: 2003
Doron skręcił gwałtownie. Teraz biegł prawie na równi z czterema mężczyznami. Mimo że nie był tak zmęczony jak oni, dopędził ich z trudnością. To byli wprawni tropiciele, gotowi biec za swoimi psami dziesiątki wiorst, nie za szybko może, ale za to niezmordowanie. Więc teraz, gdy on, Liść, ciężko łapał oddech, ścigający mogliby nie zatrzymywać się choćby i do nocy. Na szczęście uciekinier też stracił siły i ten szaleńczy bieg już się skończył.
Doron obiegł wypoczywającego mężczyznę, wciąż go nie widząc. Teraz zawrócił i powoli zbliżał się ku wskazywanemu przez drzewa miejscu. W końcu rozchylił gałęzie i zobaczył wysokiego jasnowłosego chłopaka, w podartym, zabłoconym ubraniu, z twarzą pokrytą czerwonymi pręgami - śladami uderzających gałęzi. Uciekinier wsparł się o drzewo, w dłoniach ściskał karoggę . Doron dostrzegł wytatuowaną na policzku młodzieńca głowę sokoła obwiedzioną kolistą linią. Chłopak należał więc do przypisanego Kręgowi klanu sokolników.
Spomiędzy drzew wybiegło czterech gwardzistów. Należeli do formacji tropicieli - łatwo ich odróżnić od kasty wojowników po długich nogach i szerokiej piersi. Z tym, że bili się nie gorzej niż żołnierze, choć może nieco mniej wytrwale. Szerszeni prowadziła para psów morderców, potężnych, o krótkiej czarnej sierści i doskonałym węchu. Tropiciele stanęli raptownie, dostrzegłszy swą ofiarę. Ich oddechy uspokoiły się po chwili, oczy zalśniły w oczekiwaniu walki, usta wykrzywiły w grymasie ni to groź