Rozważali przez chwilę niezwykłe zdarzenie. patrząc jedni na drugich. Tylko
jedna Ula nie patrzyła na nikogo. ale na listek, który trzymała w ręku.
- Paliłaś ognisko? - odezwała się Pestka.
- Tak. Miał dreszcze, dałam mu wodę z miętą, nic innego nie było.
- Dobrze sobie poradziłaś - rzekł Marian z uznaniem, przyjrzawszy się ustawieniu
cegieł.
Julek poczuł zazdrość. To nie miało sensu, że właśnie niezdarna Ula poratowała tajemniczego przybysza, wykazując w dodatku zręczność i przedsiębiorczość -
Psiakość
! - zaklął z cicha. - Najpierw lekcje, a potem babka kazała nam zanieść ser na drugi koniec wsi! Właśnie dzisiaj! . - Jeżeli on nie jest z Olszyn, to skąd może być? spytała Pestka. Marian sądził, że z Kamionki albo z Łętowa: szedł do Olszyn, do rodziny czy do znajomych, i po drodze zachorował. - Kamionka to miasteczko, niedaleko stąd, przy warszawskiej szosie - poinformował Pestkę i Ulę, które nie znały okolicy.
Julkowi nie odpowiadało wyjaśnienie Mariana, było zbyt zwyczajne.
- A może on jest z Warszawy? - spytał z nadzieją. Julek był w Warszawie tylko
raz w życiu i wszystko niezwykłe wiązało mu się z tym miastem ; a przecież chłopak,
który znalazł się na wyspie sam jeden, nie wiadomo skąd i nie pochodził z najbliższej
wsi, musiał być kimś niezwykłym .
- Nie jest z Warszawy, tylko z Nowego Jorku, i idzie pieszo do Honolulu - zgasił
Julka Marian. - Warsza
|