Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_1302900000210
Tytuł: FILIPINY
Wydawca:
Źródło: Rzeczpospolita nr 253
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: WOJCIECH SADURSKI,  
Data publikacji: 1997
Dziś 32-letni Giao Che Nat jest liderem wioski utworzonej po zamknięciu obozu dla wietnamskich uchodźców w Puerto Princesa. W wiosce mieszka prawie pięćset osób - obok domków mieszkalnych znajdują się tu jeszcze sklep, piekarnia z pysznymi francuskimi bagietkami i maleńka restauracja, do której mieszkańcy Puerto Princesa przyjeżdżają na wspaniałą i tanią zupę po sajgońsku - nie znaną wcześniej tutejszym Filipińczykom.
- Jesteśmy całkowicie samowystarczalni - mówi z dumą Giao Che Nat. - Ludzie pracują w kooperatywach - mamy spółdzielnie: rybacką , piekarską, stolarską, restauracyjną. Ci, którzy nie są w stanie pracować, otrzymują od nas zapomogi. Nie dostajemy żadnych pieniędzy z zewnątrz i nie prosimy o nie. Chcemy zerwać z mentalnością, do której niektórzy przywykli w latach pobytu w obozie dla uchodźców - polegania na pomocy. Giao bez żalu mówi o tym, że po zamknięciu przed rokiem obozu w Puerto Princesa pomoc od wysokiego komisarza ONZ do spraw uchodźców (UNHCR) całkowicie ustała. - Jesteśmy jedyną grupą "boat people", której pozwolono zostać i pracować w kraju, do którego uchodźcy ci dotarli po ucieczce z Wietnamu - dodaje. - Filipińczycy są biedni, ale bardzo gościnni. Postąpili wobec nas w duchu chrześcijańskim, samarytańskim.
Giao uciekał z Wietnamu, bo jako syn oficera armii południowowietnamskiej nie mógł liczyć na możliwość studiów ani na porządną pracę w kraju po "zjednoczeniu". Osobiście nie doświadczył żadnych represji, ale wiedział, że z powodu niewłaściwego pochodzenia jest obywatelem drugiej kategorii. Stał się jednym z wielu tysięcy wietnamskich uciekinierów, którzy przewinęli się przez obóz w Puerto Princesa. Część z nich trafiła stąd do Stanów Zjednoczonych, Kanady, Francji czy Australii. Inni, którym ni