Płynęli powoli wzdłuż nabrzeża. Silnik motorówki warczał monotonnie. Z tyłu pojękiwała linka holownicza.
Z bliska Saska Kępa przypominała rozkopany plac budowy. Wzdłuż nabrzeża wznosiły się niedokończone biurowce. To były żelazobetonowe szkielety wypatroszonych dinozaurów ze zwisającymi kawałkami ścięgien i mięsa -kabli, prętów, rusztowań. Azbestowy pył mieszał się z wilgocią, opary wznosiły się z kanalizacji niedokończonych ulic. W świetle
lamp sodowych
i halogenów wyglądały jak zimne gazowe płomienie i trujące dymy wznoszące się znad płonących ruin. Apokaliptyczne ognie i drapieżne kłęby snuły się po karmazynowym niebie. Od strony rzeki Nowy Pudong przypominał zbombardowaną fortecę biznesu, lamentującą migotaniem czerwonych lampek ostrzegawczych.
W trakcie ich rejsu optyczna iluzja perspektywy mamiła wzrok. Budynki niewielkie jak pokety okazywały się potężne i monumentalne, a zza nich wystrzeliwały nagle strzykawki wieżowców, które chwilę potem znikały za biurowcami podobnymi do topornie wyklepanych dziecinnych robotów zamieniających się naraz w cienkie tabliczki czekolady.
|