Dla świętego spokoju nie rozdmuchiwałem sprawy. Ale od tej pory unikałem mojego pokoju na pięterku, gdyż ogarniał mnie w nim lęk. Wchodziłem jedynie po to, by podlać geranium i szmatą wytrzeć podłogę z kurzu. W lustro nie patrzyłem. Tak, gdzieś kiedyś było już zapewne takie lustro zawieszone ukośnie, a w nim przeglądał się czyjś kwitnący ogród. Tylko, do licha, co w tym nadzwyczajnego? Może widziałem to na filmie, może u kogoś, dawno temu?
Najważniejsze, że w nowym domu zaczęła nam rosnąć nasza wnuczka Michalina. Można powiedzieć, że pojawiła się razem z nim i z nim rozwijała. Była córką uczonego filologa, więc wcześnie uwzięła się kwilić i
gaworzyć
; przyznaję, zupełnie na jej punkcie zwariowaliśmy. Nie posądzałem się o to, że potrafię być chwilami aż tak niepoważnym człowiekiem. Dla Michasi mógłbym stanąć na głowie lub skakać z mojego pięterka. Na szczęście nigdy tego nie żądała.
Wkrótce pojawili się też goście. Byłem pełen dumy, że mogę oprowadzać ich po domu. Nie pyszniłem się osiągnięciami, po prostu z radością go pokazywałem, a że to naprawdę dobrzy przyjaciele, więc nie truli się moim zadowoleniem, umieli cieszyć się wszystkim, czasem tylko podkreślali: - Piękny dom, pozazdrościć, pozazdrościć.
|