Nikt nie zapytał, dlaczego wyłaniam się z atramentowych mroków, a potem, gdy już ulokowałem się na ostatnim wolnym miejscu - dlaczego śmierdzę. Bo oczywiście śmierdziałem. Mimo podjętych środków ostrożności jakiś fragment mego munduru musiał zetknąć się z gnijącym mięsem, bo oprócz kwaśnej woni przepoconych mundurów szeregowych wyraźnie czułem trupi odór.
Wartownik, witający nas na skraju obozowiska, też o nic nie pytał. Ominąłem go łukiem, zostawiłem raportówkę obok swego posłania - miejsce dobre jak każde inne - i poszedłem nad staw umyć, co się da. Oczyściłem pobieżnie buty i mundur, potem sam wlazłem do wody i
pluskałem się
parę minut, nadrabiając dwudniowe zaległości. Wyszedłem na brzeg, usiadłem i zabrałem się do usuwania śladów ekshumacji ze swej garderoby.
Uporałem się ze spodniami i kończyłem zakładać drugi but, kiedy przez szelest liści przebiły się odgłosy kroków.
|