Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_1102000000014
Tytuł:
Wydawca: Książka i Wiedza
Źródło: Nauka pływania dla topielców: wypisy z histerii najnowszej 1989-1998
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_publ
Autorzy: Ryszard Marek Groński,  
Data publikacji: 1999
Gdy jesteś z wiatru
Jestem z dymu
A nie ma mnie
Gdy nie ma ognia.
Ilekroć myślę o nim - widzę go w ruchu, pośpiechu, krzątaninie. Nigdy samotnego. Ciągnął za sobą jak pawi ogon odnalezionych w estradowej trasie ćwierćpoetów, obiecujących alkoholików, uciekinierów z zasiedziałego bytowania. Stolarz-schizofrenik i uczennica z palcami poplamionymi długopisem, kamieniarz (kolega Himilsbacha) i elegantka - w niedalekiej przyszłości pani minister - to był jego dwór. Chętni słuchacze bajdurzeń. Trafiających później do radiowych dialogów ze Stefanem Friedmanem: "- Co to za gwiazdka nad nami? - To taki graficzny przerywnik, często stosowany w książkach". "- Co to za wór? - Zawór. - A dlaczego tak wysoko? - Bo to górnozaworowy". Dwór aprobował ryzykowne żarty: "Przyszedł Kofta do lekarza. - Panie doktorze, kapie mi z ZAiKS-u". Upowszechniał określenia dotyczące rządzących: "To są establiszmęty społeczne". Dwór współtworzył legendę poety z kabaretu. Twórcy chwytliwych szlagwortów: "Najpiękniejsze są miłości, których nie ma", "Anastazja Pietrowna, Anastazja - kto ty jesteś? Europa czy Azja?", "Blus-minus, średnio jest". Przebywanie z Jonaszem, obserwowanie gry jego fantazji nie było nużące. Zajęty narracją nie zmuszał do wierzenia w historyjki improwizowane, zasłyszane, przekręcone, zmodyfikowane. Kiedy liczył na to, że jego dramat Wojna chłopska stanie się teatralnym przebojem - opowiadał, że Wojnę ma w próbach Ingmar Bergman. Właśnie telefonował ze Sztokholmu, prosząc o dopisanie songu.
"A gdy się człowiek nudzi, to ciągnie go do ludzi" - wyznawał w kuplecie. Dlatego Hybrydy, Egida, opolskie festiwale, programy telewizyjne, radiowe pogaduchy. Właściwie tylko raz oglądałem Jonasza zdruzgotanego. Nie mógł pojąć, że nikt nie ma równie twardych serc jak przyjaciele. Wraca do mnie nieraz ta noc w Opolu. Czerwiec 81. Kabareton praktycznie już bez cenzury, bez targów o pointy. Jedyne, co mogły zrobić władze, to zakazać transmisji telewizyjnej. Dlatego szalona noc w amfiteatrze zachowała się tylko na amatorskim filmie. Kręconym ukrytą kamerą. Jonasz bardzo chciał wystąpić. Pomny swoich sukcesów, kredytu u publiczności. Ale reżyser widowiska i główny jego ideolog nie chciał o tym nawet słyszeć. Jonasz odrzucił dumę. Kilkakrotnie przechodził z widowni na zaplecze, by jeszcze raz powołać się na adresy, pod którymi mieszkała wspólna przygoda ich młodości. Były przyjaciel nie dał się przekonać. Jonasz wrócił do hotelu. Nie zaśpiewał w Opolu już nigdy. Choroba sprawiła, że w kilka lat później mógł jedynie naszeptywać do mikrofonu wiersze.
Wiersze pomogły mu, kiedy nie jeździł już na recitale. I żył w cieniu nieszczęścia. Układając piosenki o refrenach będących aluzją do sytuacji, w jakiej się znalazł: Czekamy na wyrok, Nie, nie możesz teraz odejść. Piosenki są towarem. Wiersze - prywatną wypowiedzią. Dlatego Jonasz przyszedł z próbkami poezji - liryki i satyry - do "Polityki". Wtedy, w latach osiemdziesiątych, to coś znaczyło. Czytelnicy (ci z urzędu) węszyli aluzje, kpinę z nowego ładu. Czytelnicy trwający wiernie przy tygodniku oczekiwali, że rubryka Kofty stanie się w niewesołych czasach zminiaturyzowanym kabaretem. Nie zawiedli się: jedynym opublikowanym na oficjalnych łamach satyrycznym utworem na temat Czarnobyla była fraszka:
Czasie mój groźny i bezsenny
Ślę ci swój uśmiech popromienny.