Gdy już powieszono wszystkie afisze, rozpoczęło się wyzwalanie Polaków od Polaków. Lokomotywy, które jeszcze niedawno pędziły w stronę Warszawy, Krakowa, Poznania, ciągnęły teraz na Syberię i do Kazachstanu eszelony wypełnione polskimi oficerami, żołnierzami, policjantami, urzędnikami państwowymi, nauczycielami, szlachtą, inteligencją. W wileńskim depo pojawiły się wezwania, by maszyniści stawali do pracy, ale dziadek Józef nie zgłosił się. Siedział w domu i okopywał grządki.
Nagle pojawiły się plotki, że Wilno będzie oddane Litwie. Polską ludność Wilna ogarnęła konsternacja. Dopiero co wiwatowali na cześć Żeligowskiego, wyśmiewali się z litewskich pretensji do odwiecznej stolicy, a teraz, co tu ukrywać, poczuli radość. Sąsiad dziadka Józefa, Jabłoński, proponował nawet, że może by tak zbudować bramę powitalną, jak już ten jeden czołg, co go Litwini mają, nadjedzie. Potem wypijali z dziadkiem kieliszeczek,
nalewali
sobie następny i wołali:
- Daj, Panie Boże, jak najwięcej czołgów Anglii, Francji, a także Litwinom!
|