Dane tekstu dla wyniku: 36
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000130
Tytuł:
Wydawca: Świat Książki
Źródło: Życie ideologiczne, osobiste, codzienne i artystyczne
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Henryk Grynberg,  
Data publikacji: 1998
Babcia, która z trudem już wtedy chodziła, pokuśtykała ze mną przez całe miasto do sądu. Młody, przystojny kurator z eleganckim czarnym wąsikiem pochwalił moje zamiary i przyrzekł, że poszuka mi w Poznaniu jakiegoś domu dziecka. Powiedziałam, że to wspaniale, żeby uspokoić i jego, i babcię, choć nie miałam najmniejszego zamiaru mieszkać w żadnym domu dziecka. Zaraz potem napisałam do cioci Kazi, żeby się do nas znów sprowadziła, bo nie chciałam zostawić babci samej.
Z wielką przyjemnością przestałam odrabiać lekcje i delektowałam się swym olimpijskim spokojem, gdy wszystkich dookoła ogarnęła gorączka przedegzaminacyjna. W ostatnich dniach pięknego miesiąca maja przestałam w ogóle chodzić do szkoły, bo obie z babcią byłyśmy zbyt zajęte przygotowaniami do mojej wyprawy. Trzeba było wybrać do przeróbki stare ubrania z co lepszego materiału, wyrośnięte sukienki poprzerabiać na bluzki. Z dawno wyrośniętego palta szwajcarskiego, które służyło mi za kurtkę, garbuska wykroiła mi teraz skafander z dorobionymi na drutach rękawami z wełny, którą uzyskałyśmy ze sprutego szwajcarskiego swetra. W szafie leżał odłożony na czarną godzinę ciemnogranatowy kupon, który stryjek przysłał nam z Francji na gwiazdkę. Bałam się, że mówiąc o "czarnej godzinie", babcia miała na myśli jeszcze jeden żałobny strój dla mnie - dotychczas na wszystkich pogrzebach byłam ubrana na granatowo. Z kuponu tego garbuska uszyła mi kostium na wzór tego, jaki miała Maryla z Poznania: dopasowany żakiet, zapinany na gęste małe guziczki jak u sutanny, wąskie rękawy z białymi mankietami i koronką obszyty biały kołnierz. Spódnica była wąska, z kontrafałdą z tyłu. Mógł to być strój wizytowy albo do recytacji na scenie, a w razie potrzeby galowy mundur szkolny dla poważniejszej, artystycznej młodzieży. Sama go garbusce narysowałam, a ona wszystko bezbłędnie uszyła. Za ostatnie pieniądze babcia kupiła mi białe gdynki. W tym stroju, z modną wśród dziewcząt siatką zamiast torebki (wkładało się w siatkę sztywny zeszyt, książkę i portmonetkę) przyszłam do kuratora, starając się robić wrażenie jak najbardziej dorosłej, samodzielnej osoby. Dał mi adres Pogotowia Opiekuńczego, do którego miałam się od razu zgłosić w Poznaniu, nazwy kilku poznańskich gimnazjów i paru domów dziecka pod Poznaniem. Nic mu nie powiedziałam, że przestałam chodzić do szkoły, ani o kłopotach, jakie tam miałam, bo bałam się, że się zwróci do tych policjantek u jagiellonek i one mi wszystko utrudnią.
Po tygodniu mojej nieobecności w szkole zjawiła się znowu, jak zły sen, moja wychowawczyni. Tym razem nie kazała mi wyjść.