Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_GKb00425
Tytuł: I dwa obaczysz księżyceÉ
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Krakowska"
Źródło: Gazeta Krakowska
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Stanisław ŚMIERCIAK,  
Data publikacji: 2004-04-09
I dwa obaczysz księżyceÉ
Pitawal P an Jan jest z pokolenia całkiem dorosłych. Na tyle dorosłych, że dobrze pamięta czas, w którym polskie prawo bardzo jasno stanowiło, iż stan nietrzeźwy u kierowcy powodującego wypadek drogowy niweluje, a przynajmniej znacząco ogranicza odpowiedzialność karną. Opowiada z rozrzewnieniem, że wówczas jeśli już ktoś miał pecha i spowodował wypadek, a nie był przynajmniej po kilku dużych piwach gwarantujących zzielenienie balonika (to było dawne urządzenie do sprawdzania trzeźwości) to spieszył do najbliższego sklepu i duszkiem wypijał przynajmniej setkę wódki zanim przyjechała milicja. Mógł już wykazać, że był pijany i nie w pełni kontrolował swoje poczynania, więc odpowiadać też nie może za to co zmajstrował. Ofiarę z miejsca wypadku zabierano do szpitala lub kostnicy, a kierowca-sprawca wracał do domu, by tam wytrzeźwieć i o wszystkim zapomnieć. Zmianę polskiego prawa na czyniące stan po spożyciu za czynnik obciążający sprawcę pan Jan przyjął ze zrozumieniem. Nawet z zadowoleniem, że teraz będzie co dnia bezpiecznie wracał do domu w Nowym Sączu z pracy poza miastem. Rzecz jednak w tym, że pan Jan był dość towarzyski, a w biesiadnym nastroju raczej nie znał umiaru we wznoszeniu tostów. Po kolejnej z uczt najwyraźniej zapomniał o aktualnym prawie i po libacji wyruszył motocyklem w stronę domu. Jechał z największą rozwagą na jaką mógł się zdobyć. Kresem eskapady pana Jana była nieplanowana kąpiel w rzece i wezwanie na miejsce wypadku pogotowia i policji przez kierowców, którzy nieszczęście motocyklisty dostrzegli. Pogotowie nie miało wiele do roboty, bo przybrzeżny muł złagodził skutki upadku niefortunnego jeźdźca. Funkcjonariusze musieli spisać protokół, a pan Jan wcale nie był chętny do takiej rozmowy i zwymyślał natrętów nie przebierając w słowach a także machając rękami w ich kierunku. Sprawa wnet trafiła do sądu. Wysoki sąd chciał poznać relację o zdarzeniu z ust najlepiej zorientowanego, a także najbardziej zainteresowanego czyli w jednej osobie sprawcy oraz ofiary wypadku. Pan Jan okazał się szczerym niemal do bólu. - Znam trasę na pamięć - mówił. - Dobrze pamiętałem, że po powodzi już odbudowano zniszczone mosty więc pewnie jechałem na wprost. Nagle widzę przed sobą dwa księżyce i aż trzy mosty. Z księżycami jakoś sobie poradziłem, bo przypomniałem sobie ze szkoły wiersz Mickiewicza, gdzie wieszcz napisał, że dwa obaczysz księżyce i pomyślałem, że ten na dole to musi być odbiciem w wodzie tego księżyca co był na górze. To dowodziło, że płynie tu rzeka, a więc są także mosty. Nie mogłem pojąć po co zbudowano tych mostów aż trzy. Gdyby dwa, to byłoby logiczne. Ten w jedną, a tamten w drugą stronę, Na jaką cholerę był ten trzeci nie wiedziałem. Mosty zblżały się szybko i trzeba było zdecydować, po którym jechać. Wybrałem ten środkowy, bo był wprost przede mną, a tu nagle chlup i cały byłem mokruteńki . Kiedy po chwili przyszli jacyś ludzie denerwować mnie głupimi pytaniami co się stało, to nie wytrzymałem i powiedziałem co myślę o takich, którzy nie widzą co się mi przytrafiło z powodu nadgorliwości drogowców budujących w jednym miejscu trzy małe mosty zamiast jednego dużego. Wysokli sąd nie przerywał krasomówczej tyrady oskarżonego, choć trzeba dodać, że przewodniczący składu orzekającego co jakiś czas podnosił kodeks bądź teczkę z aktami skrywając twarz przed obecnymi na sali. Ci, którzy siedzieli z boków sali widzieli kłopoty sędziego z opanowaniem mimiki. Obrońca też podejrzanie często sięgał po chusteczkę, co później tłumaczył okrutnym katarem z powodu uczulenia na pyłki traw. Wszyscy niecierpliwie czekali na wyrok, bo nie było pewne, jak przyjęta zostanie zdumiewająca szczerość podsądnego. Wysoki sąd nie srożył się. Orzekł karę z dolnej półki i to w zawieszeniu. Nie w sprawie prawa jazdy, bowiem to musiało zostać zatrzymane na dłuższy z mocy ustawy. Srogo odwzajemnił się jednak oskarżonemu za barwność stylu w składaniu wyjaśnień i dostojnie wygłosił uzasadnienie. Każdy wykładowca retoryki na uniwersyteckim wydziale prawa byłby dumny z tak dobrego przygotowania byłego studenta. Mowa zajęła ponad godzinę chociaż sprowadzała się do jednej myśli: człowieku bacz na to jak jedziesz oraz co mówisz, a pij raczej tylko w swoim domu z tymi, którzy znają cię dobrze.