, spisali zeznania, zwłaszcza tego roztrzęsionego durnia, Kriszana. Najgorsza rzecz, że z Dehra Dun nie ma innej drogi powrotnej i musieliśmy pruć przez tę samą wioskę. Wóz łatwo rozpoznać, wybite ślepie... Nie chciałem jechać z jednym tylko światłem, nocą. Naprawę mogą zrobić tylko tutaj w Delhi. Więc gubernator dał ciężarówkę z eskortą. Pluton policji, z pałami. Co wy tam notujecie, towarzyszko? - zaniepokoił się, spoglądając na blok, który trzymała Judyta. - To, co mówię, jest ściśle poufne.
- Tak sobie
bazgrzę
- pokazała blok z geometrycznym deseniem.
- Wyobraźcie sobie, chłopi czekali na nas, szosa była zagrodzona... Ale policja z nimi raz dwa się uporała. Grzali pałami po łbach jak przy młócce - przymknął oczy z uznaniem - w trzy minuty było po wszystkim... Patrzyłem, jak ich zapędzono, żeby uprzątnęli szosę. Od razu zrobili się tacy, jakich znamy na co dzień, powolni, słabiutcy, bardzo cisi. Tylko rękami wycierali zasmarkane nosy, z których kapała krew, bo policja im nieźle przyłoiła. I spokój. Ciekawi jesteście, co dalej? Pod baldachimem
|