olikami sunęła Beba w aureoli różowych piór boa. Stojące na jej drodze krzesła i wielbicieli odsuwał idący przed nią starszy pan przystrojony czarnym garniturem. Beba wyciągnęła na przywitanie rękę opiętą długą koronkową rękawiczką podtrzymywaną podwiązką. Giugiu, Wolfgang i Jonatan ucałowali jednocześnie rękawiczkę, w tym miejscu, gdzie akurat znalazła się na wysokości ich ust - w nadgarstek, palce, łokieć. Dystyngowany pan towarzyszący Bebie otulił ją futrem i zamówił dla wszystkich szampana.
- Mam dzisiaj urodziny -
oświadczyła
. - Rano zjadłam w łóżku urodzinowy tort i zdmuchnęłam świeczki. Fryderyk, mój kochany Fryderyk tak o mnie dba. - Położyła głowę na ramieniu starszego pana. - Jeżeli za kilka lat - Beba wypiła jednym haustem kieliszek szampana - świeczki przestaną się mieścić na torciku od Fouqueta, to wolę zamiast świeczek jedną gromnicę.
- Ostrogami czasu poganiamy życie - improwizował Wolfgang. - Nigdy nie oswoisz czasu, tej wiecznej bestii, co z pazurami skacze ci do twarzy, by wydrapać coraz głębsze zmarszczki.
|