Dane tekstu dla wyniku: 8
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000200
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Krakowska żałoba
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Monika Piątkowska,  
Data publikacji: 2006
niego na pocieszenie. Genowefa lubiła ich słuchać, zwłaszcza wszystkiego, co dotyczyło wielkiego świata, Wiednia, gdzie swego czasu kontynuował inżynierskie studia, i Paryża, gdzie kilka lat wcześniej w towarzystwie małżonki udał się na kongres gazowniczy, odwiedzając doroczną wystawę na Polu Marsowym, i gdzie dane mu było wjechać na pierwszy poziom wieży Eiffla i przejechać się ruchomym trotuarem, opasującym cały wystawienniczy plac, tak iż bez zmęczenia mógł zwiedzić najciekawsze ekspozycje.
Od początku Genowefę gryzło sumienie. Po pierwszych miesiącach uniesienia przyszła jej do głowy myśl, iż coś, co brała za spełnienie marzeń, jest w istocie występkiem, za który napiętnowałby ją Bóg, a ojciec wyrzucił z domu. Trapiło ją, że odbiera męża kobiecie, nie miała bowiem wątpliwości, że Januś - jak go nazywała - gdy pokona obiektywne trudności, ożeni się z nią, ale uznawszy to rozwiązanie za okrutne, poczęła wznosić modły do Boga, by zabrał nieszczęsną małżonkę, zanim wyda się, iż mąż chce odejść. Za każdym razem, ku pewnej irytacji kochanka, wypytywała go o zdrowie żony, szukając oznak nadciągającego śmiertelnego finału, ale nadaremno. Matylda Starczewska, de domo Malewska, żona Janusia, trwała w znakomitym zdrowiu, w najlepsze oddając się temu, co kochała najbardziej: czytaniu powieścideł. Kochanek natomiast nie tylko nie wspominał o jakimkolwiek uregulowaniu sytuacji, ale co gorsza - pamiętała to! - nie wspominał o tym nigdy. Wówczas to, przełamując konwencję związku, w którym on dawał, co chciał, a ona brała w poczuciu łaski, doprowadziła do rozmowy, wyrzucając z siebie wszystkie tłumione od miesięcy obawy, i płacząc, wyznała, że jest jedynie zabawką w jego rękach, spełnionym snem znudzonego małżonka, zapewne nie pierwszym i nie ostatnim. Powiedziała, że tego dnia, gdy się po raz pierwszy spotkali, spadł na nią jak jastrząb na kaczuszkę i tyle było w tym miłości, ile śmietany w rozwodnionym mleku. Wysłuchał jej nadzwyczaj spokojnie, ani razu nie przerywając i nie okazując najmniejszych oznak gniewu nawet wtedy, gdy zarzuciła mu, bez jakichkolwiek dowodów, podwójną niewierność: wobec żony i wobec niej. Kiedy skończyła, zmęczona płaczem i krzykami, usiadł obok niej na łóżku, jeszcze dziewiczo zasłanym, bo nie zdążyli się kochać, i tamując niespodziewane łzy, powiedział, że myli się w jego ocenie gruntownie. Powiedział z przekonaniem i zgodnie z prawdą, że zanim ją poznał, wiódł żywot bardziej niż cnotliwy, bo był to żywot nieszczęśnika. Dzięki sile dyplomu i własnym talentom otrzymał posadę inżyniera w gazowni miejskiej i praca ta pochłaniała cały czas. Miał jednak - podkreślił to z dumą - dość zmysłu praktycznego, by dwa ziemskie mająteczki, pozostające w rękach rodziny, puścić korzystnie w dzierżawę, uzyskując w ten sposób więcej niż godziwe pieniądze. Finansowe sukcesy nie mogły jednak zrekompensować tego, co bolało go najbardziej: nieudanego małżeństwa, którego jedyną i nadspodziewanie udaną konsekwencją było dwóch synów gimnazjalistów. Poza tym jednak nie miał z żoną nic wspólnego, od lat nie odwiedzał jej sypialni i nie był tam też zapraszany, ustępując miejsca powieściowym amantom. W owym czasie nie wyobrażał sobie jednak, by w jakikolwiek sposób mógł to zmienić, dopóki na kilka miesięcy przed poznaniem Genowefy miasto nie nawiedziła powódź, a woda z trzech wezbranych rzek zalała kamienice aż po pierwsze piętra.
- To była apokalipsa miasta, ale bardziej moja - powiedział.