Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000033
Tytuł:
Wydawca: Comandor
Źródło: Pod prąd : refleksje rocznicowe
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Wojciech Jaruzelski,  
Data publikacji: 2005
rodzaju tragiczne dylematy. Rok 1981 ich nie zrodził. Skąd ten fenomen? Zwyciężyło poczucie odpowiedzialności za Polskę - za stabilność państwa, za jego bezpieczeństwo, za ocalenie przed katastrofą. W latach 1982-1989 wszystkie sondaże opinii sytuowały Wojsko , przemiennie z Kościołem, na pierwszej pozycji społecznego zaufania (ponad 70 procent).Ten interesujący temat jest dziwnie omijany. Bo jak go zestawić z hasłami: "zniewolenie Narodu", "wojna z Narodem", "wojna polsko-jaruzelska" itd.itp.
Gen. Wiliam Odom - Dyrektor Rady Bezpieczeństwa USA za czasów prezydenta Ronalda Reagana - podczas Konferencji w Jachrance (listopad 1997 r.), m.in. powiedział: "Kiedy rozmawiałem z ludźmi pokroju Jana Nowaka, Brzezińskiego i z innymi, którzy dobrze znali Polskę, wszyscy oni mówili, że nie wyobrażają sobie, by Wojsko Polskie mogło sprawnie przeprowadzić stan wojenny, występując przeciwko własnemu narodowi. I to mnie przekonało. Był to mój wielki błąd." Jak się okazało, był to wielki błąd nie tylko gen. Odoma, ale tych wszystkich, i w Polsce, i za granicą, którzy uważali, że z jednej strony są całkowicie izolowane społecznie władze, a z drugiej -jednolity opozycyjnie naród. A przecież liczne środowiska stanu wojennego oczekiwały, a jego wprowadzenie poparły. Większość społeczeństwa uważało je za uzasadnione. To w sumie też były miliony ludzi. Wynika to niezmiennie z sondaży prowadzonych przez OBOP i CBOS. Trudno podważyć ich wiarygodność. Świadczy o niej chociażby to, że zaufanie do "kierowniczej siły" - PZPR w tych sondażach sytuowało się w latach 80. na dalekim miejscu. Skąd więc biorą się odmienne od faktycznych, obiegowe , zwłaszcza medialne oceny? Pochodzą one - co prawda nie jedynie, ale głównie od - nazwijmy to - elit, od różnych polityków, od wpływowej części środowisk dziennikarskich, naukowych, twórczych, szczególnie w dużych ośrodkach. Przy całym dla nich szacunku, ludzie ci nie są przecież całym narodem. Narodem jest zarówno znany polityk, gwiazda dziennikarstwa i luminarz sztuki, ale jest też inny - być może - mniej znany polityk, prosta kobieta z postPGR-owskiej wioski i schorowany kombatant z dalekiej prowincji. Wszyscy oni są społeczeństwem, Narodem. Tylko, że głos tych pierwszych dominuje, brzmi ostro, oskarżycielsko. Tych drugich nie dociera w ogóle, lub brzmi znacznie słabiej. A przecież ich obywatelska ocena - jak przy wyborach - powinna liczyć się jednakowo. Że nie są oni "marginesem", świadczy m.in. to, że powstały w latach 80. OPZZ zrzeszał w szczytowym okresie około 7 milionów członków, w tym 60-70 procent b. członków "Solidarności". Wszystko wyżej powiedziane nie doczekało się dotychczas wnikliwych badań i obiektywnej analizy.
Na rozstajach