Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k70A0067
Tytuł:
Wydawca: Jacek Santorski amp; Co Agencja Wydawnicza
Źródło: Holding i reszta albo Jak zostać bogatym w biednym państwie
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Józef Łoziński,  
Data publikacji: 2006
yczną Polkę-katoliczkę; włazi na nią jak buhaj i jak buhaj złazi. A gdzie gra amour po francusku, po włosku, po hiszpańsku? A gdzie figury z grubej rury? Tylko społeczny margines, czyli złodziej samochodów, który lubi, żeby kobieta miała przyjemność i wspomnienia, może sobie na to pozwolić, może wyobracać każde pakowne ciało z delikatnością samca morsa, żeby długo, długo go pamiętało i ślady jego stóp całowało. Fajny rym, mecenasie złoty, muszę go sobie w swojej poetyckiej pamięci zakarbować...
Niedługo trwał nasz romansik, zaledwie dwa miesiące, w tym czasie ukradłem tylko dwa polonezy i porucznik Lachowicz wściekły przystawiał mi pistolet do potylicy, mówiąc, że wpakuje mi kulkę 9 mm, jeżeli będę się obijał w robocie-niecnocie. W odwet za to piąstkowałem Helę, którą to jeszcze bardziej podniecało. Nigdy nie widziałem kobiety tak napalonej po piąstkowaniu, była to chyba jakaś wieśniacza, atawistyczna chuć na wzburzenie męskiej krwi i podniesienie mu chuja wysoko, na sam szczyt jej szczytowania, o którym każda baba marzy. Te zachody cielesnej miłości przestały mnie już bawić, niejawna spółka z jej mężem bydlakiem przestała mnie rajcować i postanowiłem ją ujawnić. Zrobiłem to pewnej nocy, kradnąc poloneza jakiejś czerwonej pijawce i jadąc ulicami Wrocławia na maksymalnej prędkości, co wzbudziło natychmiast czujność milicyjnych patroli, zatrzymanie i aresztowanie. Zostałem osadzony w areszcie śledczym przy ulicy Łąkowej jako niebezpieczny przestępca, choć nie byłem i nie jestem przestępcą, cała komenda-menda gratulowała sobie zatrzymania najbardziej nieuchwytnego złodzieja samochodów, a ja gratulowałem sobie złodziejskiego sprytu, o którym zapomniał pan porucznik Lachowicz. Przypomniałem mu o tym, przed prokuratorem opowiadając o naszej niejawnej spółce z detalami, których finezyjna obróbka zadziwiła prokuratora. A zadziwiła go dlatego, że mówiłem prawdę w sposób tak prawdziwy, tak żarliwy i z taką ilością dowodów, że nie było mowy, abym to zmyślił. A najważniejszy dowód to było miejsce ukrycia biżuterii, dolarów i złota przez porucznika Lachowicza, miejsce, które sam mu wybrałem na naszym podmiejskim podwórku pod murem garażu. Sporo tego było, wzbogacił się na złodzieju ten skurwiony stróż prawa i jak go wreszcie aresztowali, byłem pewien, że sobie posiedzi! Ale nie posiedział, komenda-menda łeb sprawie ukręciła i na mnie wszystko zwaliła, a młody prokurator został awansowany do innej prokuratury. Wtedy to pierwszy raz uciekłem z konwoju, robiąc gliniarzy w jajo , wtedy stali się dla mnie ludzkim nawozem, który mógłbym bez końca kłuć widłami. Glina przecież to nie człowiek, a wredny podwładny władcy, niby stoi na straży prawa, a sam jest czystym bezprawiem! Nienawidzę psów, bo jest to ta nikczemna reszta, która żyje bez reszty z pracy niewinnych ludzi. Ta nienawiść dodawała mi czadu do brawurowych ucieczek z więzień i konwojów, dzięki niej stałem się bohaterem prasy i telewizji, nie mówiąc o serdecznej frajdzie szarego obywatela z tego, że gram na nosie komunistycznej władzy. Nie tylko szlachetni opozycjoniści (mało ich było w więzieniach, o, tylu co kot napłakał) grali wtedy na nosie komunistycznej władzy, ale i chmara złodziei, bo wszyscy w komunistycznym państwie byli złodziejami, wszyscy okradali to państwo, czyli siebie na potęgę. To dopiero był proceder, to dopiero było totalne zawirowanie w totalu wokół własnych indywidualnych interesów, które wcale nie były zbieżne ze wspólnymi interesami socjalistycznej wspólnoty, jak ciągle pisały ich prasowe organy. Złodziejstwo w tamtym systemie było symbolem zaradności i przebiegłości, złodziejstwo było nagradzane orderami i wczasami, najbardziej szanowani złodzieje tuczyli się przy korycie "robotniczej" władzy i u żłobu socjalistycznych fabryk. Robole w tych fabrykach wynosili tyle, co wcisnęli sobie za pazuchę, a tak zwana kadra kierownicza wywoziła wagonami i ciężarówkami... O, to był, powiadam, fantastyczny proceder, o jakim samotny wolny od tego ideologicznego barachła złodziej samochodów mógł tylko pomarzyć, o jakim nie śniło się ideowym komunistom ani ideowym opozycjonistom, i który kwitnie do dzisiaj w tym zadziwiającym ładzie demokratycznym pełnym zadziwiającego moralnego bezwładu, tylko nazywa się inaczej. No i fajnie, no i klawo, takie panują wilcze prawa w tym życiowym, komediowym teatrze...
Hela przychodziła pod areszt na Łąkową i w towarzystwie serdecznie przeklinających kobiet grypsery wymownymi gestami błagała, żebym dał jej znak miłości. Ode mnie, wolnego samotnego strzelca i ofiary jej skurwionego złodziejskim procederem męża? Niedoczekanie jej było. Nawet nie podchodziłem do krat, niech wie, niech zna swoje miejsce, dziwka przeklęta, że jej wymarzony brunet to nie złodziej Brunetko! Po tygodniu znikła spod aresztu na Łąkowej, widocznie porucznik Lachowicz musiał popędzić jej