Dane tekstu dla wyniku: 101
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000098
Tytuł:
Wydawca: Trio
Źródło: Świtanie, przemijanie
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Teresa Bojarska,  
Data publikacji: 1996
- Kiedyście zdążyli stać się tacy dobrzy? - spytała ich naiwnie Surmowa. - Ledwie wyrośliście z krótkich spodenek.
Odparli, że na wojnie dorasta się szybko, bo jest to najlepsza z nauczycielek. Weseli chłopcy, ruchliwi jak żywe srebro, lubili śmiać się i żartować jeden z drugiego. Dbali o czystość, golenie, mundury, byli prawie eleganccy. Zaraz pierwszego wieczora zgromadzili się w salonie, iluminowanym jak w wielkie święto. Któryś przyniósł akordeon i zagrał coś skocznego. Lotnicy, w butach z futrem wyłożonym na wierzch i chyba wyściełającym cholewy i stopy, objęli się i ruszyli w tany. Jeden udawał tancerkę, partner dbałego o swoją "damę" tancerza. Mieszkańcy dworu stłoczyli się przy drzwiach, obserwując z ciekawością. Pierwsza nie wytrzymała biernej roli Surmowa. Energicznym krokiem przemierzyła salon, przecisnęła się między mundurami i zasiadła do fortepianu. Kiedy spod jej palców zawirowała melodia walca, gromkie "hurrra" poparło jej inicjatywę. Akordeonista odłożył na parapet swój instrument i porwał w tany Marysię Burak. Nie minęło wiele, a wszystkie panie, prócz starej hrabiny, Marty i Hani były już w ramionach wesołych chłopców. Najwięcej energii przejawiała Reidernowa, bo pierwsza poprosiła pułkownika i teraz spoglądała z góry na pozostałe tancerki. Wojskowi sprowadzili panny Kowalskie i jakieś radzieckie kobiety w mundurach, chyba z lazaretu czy z polowej kuchni. Ostrzyżony "na zero" Jura stanął przy fortepianie i poprosił Surmową, by zagrała im "Kalinkę". Ale ona nie znała tej melodii. Nastąpiła niewielka przerwa, bo lotnik zmienił się w nauczyciela, nucił melodię, potem frazy ze słowami. Surmowa, obdarzona słuchem, szybko chwyciła, w czym rzecz. Za chwilę salon grzmiał chórem. Lotnicy śpiewali głębokimi, pięknymi głosami "Kalinka, Kalinka, malinka maja". Pary już ruszyły w tany. Pan Oleś przytupywał do taktu, klaskał w dłonie i powtarzał, dziwiąc się w nieskończoność:
- Co za temperament, jakie głosy, co za siła! I wcale nas nie zabili, ot, dziwne!