Włożyłam do torby kosmetyki. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o
szczoteczce do zębów.
Zeszłam na dół. Chłopcy przyjechali punktualnie. Ten jego kumpel nazywał się Grzesiek. Miał blade wyłupiaste oczy i od razu pomyślałam sobie, że wygląda na kretyna. - Gdzie siadasz, z przodu czy z tyłu? - zapytał Marek. Spojrzałam na tylne siedzenie. Leżał tam puchaty beżowy koc i to chyba przesądziło sprawę. Poczułam się okropnie śpiąca, zmęczona nieprzespaną nocą i trudnym kolokwium. - Z tyłu - mruknęłam. Marek wziął ode mnie torbę i włożył do bagażnika. Położyłam się, otuliłam się kocem. Samochód wcale nie był taki mały, zrobiło mi się ciepło i przytulnie. Po paru godzinach obudziłam się. Docierały do mnie strzępy rozmowy. - Myślę, że z tymi odczuciami na wysokości to jest u każdego trochę inaczej - mówił Marek. - Ja sam nigdy nie odczuwałem lęków związanych z przebywaniem na wysokości... Przetarłam oczy. Zaczęłam się zastanawiać, czy ci dzielni faceci też się czasem boją. Ten Grzesiek to na pewno jest odważny, pomyślałam. Wygląda na debila. Wiadomo, głupiemu łatwiej. Ciekawe, co powie ten Marek. Natężyłam uszu. - Nieważne, czy na balkonie, ścianie, urwisku czy w czymś, co lata. Paniczny strach przeżyłem... Grzesiek wtrącił parę słów, ale nie usłyszałam. - Był to listopad, siąpił deszcz... Nocne loty w trudnych warunkach atmosferycznych - mówił Marek. - Podstawa dolna chmur około czterysta metrów, a górna na dziesięciu kilometrach. Chmury gładkie, bez żadnych wybudować... Niskie, ciężkie chmury i mżawka. Obrzydliwa listopadowa pogoda, pomyślałam. - Ciemna noc, księżyc w nowiu. Moim zadaniem był lot po trójkącie, nad chmurami, na wysokości
dwunastu
kilometrów... Dwunastu kilometrów, powtórzyłam w myśli. Poczułam zawrót głowy. Ja tu próbuje latać na wysokości kilkudziesięciu metrów i ciągle coś mi nie wychodzi. I nawet Jadwiga straciła do mnie cierpliwość. A ten tutaj... Nawet ten Grzegorz rozdziawił gębę i nie komentował. Oczywiście nie widziałam jego twarzy, ale łatwo mogłam to sobie wyobrazić.
Marek opowiadał dalej.
- Po przebiciu się przez chmury wydostałem się pod rozgwieżdżone niebo, o
tak ogromnej ilości gwiazd, jakiej nigdy z ziemi nie da się zobaczyć
Nabierając wysokości rozkoszowałem się tym wspaniałym widokiem. Po
osiągnięciu dwunastu kilometrów i przejściu do lotu poziomego, jakoś
niechcący spojrzałem w dół. W tym momencie ogarnął mnie duszący zwierzęcy
strach. Pode mną, wszędzie, gdzie tylko mogłem spojrzeć, były wyłącznie
|