Szczęsny zjadł obiad w słomianej budzie z Perehubką i wysiadł na ląd, do fryzjera.
Po powrocie zrzucił robocze ubranie, które kiedyś było galą ponoć z bielskiego materiału, od Sosnowskiego. Przebrał się we wszystko nowe, kupione na Świętokrzyskiej przed wojskiem, prawie nie noszone. Wprawdzie
zalatywało
od niego naftaliną, ale można było wytrzymać.
W mieście od komina do komina podawano fajerant, gdy flisacy na brzegu uporali się z wypłatą. Szczęsny wziął swoje trzydzieści złotych i poszedł ze wszystkimi do Michałka na Płocką.
|