Gdy wszystkie demony dżungli amazońskiej zostały już zdefiniowane i mniej więcej wiadomo było, z której strony może przyfrunąć śmierć, stało się coś całkiem nieoczekiwanego.
Zostaliśmy zaatakowani tak nagle, że nawet myśl się spóźniła. Zauważyłem tylko, że dziwnie porusza się krzak na rzece; pewnie prąd wody kiwa nim na boki i trzepie gałęziami – błysnęło mi. Potem coś oderwało się od krzewu i spadło na nas. Była to jakby wiązka pocisków
karabinowych
, wystrzelona prosto w nos z bliskiej odległości.
Dzikie osy, które wzięły nas za cel swej ofensywy, musiały mieć szybkość ponaddźwiękową. To były ułamki sekundy. Wszyscy staliśmy w łodzi, nie zważając na jej niebezpieczne chybotanie. Machaliśmy rękami jak cepami. Osy żądliły boleśnie.
|