ę jednak wymknąć z aresztu. Błyskawicznie zorganizował grupę zbrojną, która odbiła uwięzionych. Wściekłość bezpieki musiała być straszna, skoro tydzień potem dowódca strażnicy, porucznik P., stanął przed sądem wojskowym. W czasie procesu przyznał się do wzięcia złotej dwudziestodolarówki od mego ojca w zamian za ułatwienie ucieczki. Dostał pięć lat więzienia. Emisariusze wykonali zadanie i bezpiecznie dotarli do sektora brytyjskiego w Berlinie. Sieć podziemna zdołała przetrwać jeszcze dwa lata.
Odnalezienie porucznika P. zajęło mi parę tygodni. Mieszkał w
Szczecinie
. Pracował w biurze projektów stoczni. Zrazu był dosyć nieufny. Zanim poszliśmy na wódkę, okazałem mu legitymację służbową. Pił dużo i ze smakiem. Przy drugiej półlitrówce oświadczył, że nie ma pretensji. Siedział krótko, rok i jeszcze trochę, z własnej winy. Dano mu szansę. Ukończył studia.
Polityka go nie obchodzi.
|