XVIII
Przeżyła. Wróciłyśmy do Warszawy. Na dworcu czekał ojciec. Wzięliśmy dorożkę. -
Prrr
! - granatowy policjant z paskiem pod brodą złapał konia za uzdę. - Oni mogą jechać, ale ty pójdziesz ze mną - to do mamy. - Z taką gębą brać fiakra?! Widać, że uciekłaś z getta otwockiego... - Nie skończył tyrady. Wiązanki, jaką puściła mu mama, nie słyszał nigdy w życiu. Ludzie stawali, a policjanta zamurowało. Zasalutował i odszedł, a woźnica cmoknął na konia. Ruszyliśmy.
W dorożce zagryzałam zęby z osłupienia. "Jak to jest, że ona się nie boi?" Bo wiedziałam, że dlatego, że mama się nie bała, szmalcownik odstąpił. Po latach - o strachu i jego braku - przypomniał mi wywiad, jaki przeprowadzałam z Ireną Szymańską. Leżała na tapczanie, już bardzo chora, i mówiła: - W czasie okupacji urodziłam córkę i woziłam ją dużym wózkiem główną ulicą wsi. W ogóle się nie bałam. Ani przez chwilę, a przecież każdy mógł na mnie donieść. Czy to brak wyobraźni? Nie wiem...
|