Gawlikowa musiała więc być już starą kobietą, choć nie wyglądała na swoje lata. Stale w ruchu, przestawiając olbrzymie sagany na kuchennej blasze, z przyjemnością ciągnęła wspomnienia, rada, że znalazła chętną słuchaczkę.
- Dziedziczka, nie powiem, litościwa była pani, choć
młodziuśka
. Jak przyszły święta, a to chustkę ochwiarowała, a to na spódnicę. Jakem sama do ślubu jechała z moim, to karytą mnie wieźli, w cuganty. I wesele państwo sprawili w oficynie jak jakiej pani. Mój służył za gajowego... - Zamyśliła się, przerwała i po dłuższej chwili dodała ciszej: - Jak go kłusownik w lesie ustrzelił, pochówek mu państwo też sprawili jak się patrzy i grób murowany z napisem. A ja wróciłam się do kuchni i już tak...
- Nie mieliście dzieci, Gawlikowa?
|