Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_TS00647
Tytuł: Ze światem za pan brat
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Śląska"
Źródło: Trybuna Śląska
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Salamon Iza,  
Data publikacji: 2000-12-15
Wszędzie czuje się jak u siebie w domu. Świat go pociąga, podróże fascynują, a pusty portfel wcale nie przeraża.
– Wystarczy uwierzyć, że świat jest pełen przyjaciół, którzy pomogą w krytycznej chwili – mówi Paweł Kołodziejczyk. Rybnicki nauczyciel pieniądze wydaje na podróże Kiedy na ciemne, długie, spięte w kok włosy zakłada przywiezioną z Bliskiego Wschodu arafatkę , wygląda jak prawdziwy Arab. Studiuje język angielski w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Raciborzu. Pracuje w rybnickim gimnazjum jako nauczyciel stażysta. Czy opowiada uczniom o swoich odważnych wojażach? Wybucha śmiechem. – Nie, absolutnie... W ogóle im o tym nie mówię! U Fina na kawalerskim Trzy lata temu wybrał się do Skandynawii. Autostopem przejechał całą Norwegię, Szwecję i Finlandię. W trzy tygodnie, jak najtaniej. Podróż do Skandynawii kosztowała go zaledwie 110 dolarów. – Trochę pracowałem, miałem też własne jedzenie – wyjaśnia rybnicki podróżnik. Co zapamiętał? Zastanawia się. – Archipelag Lofoty. No, i niesamowicie jest za kołem podbiegunowym! Bez jednej nocy przez dwa tygodnie. To dopiero! – wzdycha. Z Helsinek pojechał już sam w głąb Finlandii, też autostopem. Siedzący za kierownicą busa Fin zapytał go, czy nie wziąłby udziału w jego wieczorze kawalerskim. – Czemu nie? Każdy by chciał – mówi Paweł. Wieczór okazał się jednak czymś więcej niż siedzeniem przy wódce i zakąskach. Najpierw gokarty, sauna fińska, a potem ekstrawaganckie lokale. Kiedy wszyscy mieli już trochę w czubie, wtedy gospodarz imprezy wymyślił nową atrakcję. – Trzeba było wylecieć z sauny wprost do jeziora. Na golasa! – otrząsa się Paweł. – Żenujące, bo nie lubię się obnażać w miejscu publicznym, ale dla nich to było normalne. Można sobie wyobrazić, letni wieczór, na ścieżkach pary zakochanych, spacerowicze, a my na ich oczach w stroju Adama wskakujemy do jeziora. Powrót z szampanem Rok później pojechał do Włoch, chociaż początkowo wybierał się do Finlandii, gdzie załatwił sobie pracę na farmie reniferów. Najpierw jednak dotarł do Szwecji, gdzie po dwóch tygodniach doszedł do wniosku, że chciałby zobaczyć... Tunezję. I pojechał, tyle że dotarł tylko na Sycylię. – Tam zorientowałem się, że wydałem już za dużo pieniędzy i muszę zawrócić, ale zobaczyłem za to Capri. Na Sycylii chciał znów do Sarajewa. Nie dojechał, bo ukradli mu wszystko, co było w plecaku. Nie zmartwił się jednak tym bardzo, gdyż pieniądze i dokumenty nosi zawsze w małym woreczku na szyi. Resztę zaś mógł odżałować. Z północy Włoch wyruszył tirem w stronę Krakowa. Nie minął jeszcze czeskiej granicy, a już zamarzyło mu się zobaczyć Pragę, więc wysiadł po drodze w Brnie. Wrócił do domu w zdartych spodenkach i z szampanem w ręku dla rodziców. – Przygody? – dziwi się – Raczej mnie omijały, albo też ja się ich nie czepiałem. Chodziło mi tylko o to, żeby dojechać do jakiegoś miejsca. To wszystko. W którą stronę świata? Po wakacjach ucieszył się, że dostał pracę w gimnazjum, bo to oznaczało jakieś stałe miesięczne dochody, a te z kolei, wiadomo, podróże. Pomysł z Bliskim Wschodem pojawił się pod koniec kwietnia tego roku. – To jest najlepsze miejsce dla początkującego podróżnika – zawyrokował rybniczanin. – Inny klimat, trochę Azji, podróżuje się łatwo i bezpiecznie. Na koncie miał 1900 złotych. – Nie wiem, skąd mi się udało uzbierać aż tyle pieniędzy – dziwi się. I oblicza. – 1900 z konta, 400 złotych od rodziców, 400 złotych od cioci, a 600 złotych pożyczyłem od koleżanki. Tak więc cała podróż na Bliski Wschód kosztowała mnie jakieś 3300 złotych – kończy z tryumfem i prędko przekonuje: – Ale można było jeszcze taniej, za jakieś 2,5 tysiąca. Tym razem Pawłowi towarzyszyła koleżanka Gabrysia. Ze Stambułu dojechali w jeden dzień do Ankary. A pod wieczór stali już na drodze wylotowej do Antakii. Zmęczeni, rozłożyli swoje śpiwory na parkingu przy stacji benzynowej. O pierwszej w nocy zbudziła ich policja. – Spytali tylko, skąd jesteśmy i powiedzieli, że możemy spać dalej – opowiada Paweł. – Za godzinę przyjechali dużym wozem i zarządzili, żebyśmy się czym prędzej pakowali. Nie znali angielskiego, więc trochę się wystraszyliśmy, bo nie wiedzieliśmy, co z nami zrobią. Ale, jak się okazało, niepotrzebnie. Zawieźli nas na posterunek policji i kazali się rozłożyć obok. Tu jest bezpieczniej, stwierdzili. Już o trzeciej w nocy piliśmy z nimi herbatkę – wspomina Paweł. I dodaje sentencjonalnie: – Jak się nie szuka kłopotów, to one też człowieka nie znajdą. Przyjaciele są wszędzie Na wsi pod granicą syryjską poznali Yahya. Arab zaprosił ich na piwo efez, a potem zabrał do domu, przedstawił żonie, kilkorgu dzieciom i siostrze. Pod gościnnym dachem spędzili cały dzień, a w nocy bawili się na weselu arabskim. Z północnej Syrii dojechali do Krak des Chevalier – twierdzy krzyżowców. Tam też spotkali Araba, który zabrał ich na wycieczkę po okolicy. – Jak się spoił arakiem, to zapytał, czy się może przespać z Gabrysią – mówi Paweł. – Nas to bulwersuje, ale prawda jest taka, że oni wszystkie Europejki uważają za prostytutki. Z Palmiry było jakieś 200 kilometrów do Syrii. Miasto stare, sprzed trzech tysięcy lat. 52 st. C w cieniu. I znów zaskoczyła ich arabska gościnność. Zaproszenia na kolację. Muzyka arabska. Rozmowy. Nocą pojechali do osady Beduinów na pustyni, a potem znów w drogę. Wcześnie rano wyruszyli stopem do Damaszku. – Niesamowite miasto – wzdycha Paweł. – Najpiękniejsze! Zaraz po Rybniku! – dodaje. Chwilę potem się mityguje: – Jest jeszcze i Petra! – najpiękniejsze miasto jakie widziałem, wykute w skałach, nie do zdobycia. – No i jeszcze Jerash, starożytne miasto w Jordanii. A Amman? – Przypomina wielką, europejską stolicę, ale nic ciekawego – krzywi się rybniczanin. Z Syrii Paweł przywiózł bizantyjską monetę sprzed 1600 lat, którą kupił za jakieś 10 dolarów. To na pamiątkę? Zaprzecza. – Nie, w nadziei, że będę ją kiedyś mógł sprzedać za stukrotną wartość i za te pieniądze znów gdzieś pojechać – uzasadnia. – Nie kupuję żadnych pamiątek. Po co? Śladami Mojżesza Pewnego dnia wspięli się na górę Nebo – miejsce śmierci Mojżesza. Noc spędzili u mieszkającego tam Polaka franciszkanina Mariana, który pracował przy wykopaliskach archeologicznych. Ze szczytu zobaczyli Morze Martwe, Jerozolimę i Jerycho. W Petrze spotkaliśmy zastępcę polskich sił zbrojnych stacjonujących na wzgórzach Golan. A następnego dnia byliśmy już w Wadirum. To najpiękniejsze na świecie miejsce pustynne. Wynajęliśmy w siedem osób jeepa i pojechaliśmy na całą noc i cały dzień na pustynię. Tam poznałem Meg i Roba, z którym razem przejechaliśmy Egipt. W końcu, jak mówi Paweł, zrobili sobie wolne od podróżowania. Pojechali do Dahab na półwyspie Synaj. – To bardzo relaksujące miejsce – stwierdza. Jedyne co robiliśmy, to nurkowaliśmy w Morzu Czerwonym. Pewnej nocy zaś wspięliśmy się na górę Synaj, gdzie Mojżesz otrzymał tablice z przykazaniami. Magiczne słowo bakszysz Z Dahab do Kairu dojechali minibusem przez pustynię. Samochód złapał jednak gumę i na naprawę przyszło im czekać w 50 st C. upale. – Nic, tylko żółto dookoła – podsumowuje Paweł. Piramidy egipskie, muzeum. Luksor. – Sami naciągacze i nic więcej – krytykuje potomków faraonów. – Nawet za wskazanie drogi żądają pieniędzy. Ale i tak każdy jest zauroczony tą kulturą. Wiadomo, Egipt. Potem obrali kierunek na Asuan. Wynajęli felukę i popłynęli w dół Nilu do Kom – Ombo. – Niezapomniane dzień i noc – rozczula się rybniczanin. – Nasi przyjaciele Rob i Meg brali jakieś tabletki na malarię. A my nie, bo nie mieliśmy – kwituje niefrasobliwie. Niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Trzeba było wracać do domu. Teraz ciągnie go do Indii i do Australii. Od znajomych dowiedział się, że na antypody można dotrzeć, przez Turcję, Iran, Pakistan, Indie, Chiny, Tajlandię i Indonezję. Konkretne plany pojawią się wraz z gotówką na koncie. Iza Salamon ?Pomysły na podróże podsuwają mu nieraz przyjaciele: Zbyszek Wolny z Rudy Śląskiej i Szwed Janne, który objechał już całą Europę na rowerze. W tym roku dołączyli do nich Rob i Meg z Australii, których Paweł poznał w Jordanii. – Cały czas utrzymujemy kontakt internetowy – mówi niestrudzony podróżnik (na zdjęciu „użyczył” swej głowy jednemu z posągów w Syrii). – Dostaję od nich e-maile z całego świata i to mnie tak napędza.?