Taki na przykład Leon Baczyński z Psar, skoligacony zresztą z Gombrowiczami - żonaty z Zofią Kotkowską.
Bogaty i ogromnie skąpy. Zamykał do cukierniczki muchę, żeby sprawdzić, czy nikt przypadkiem nie
podkradał
cukru. Zawsze też był u niego darmowy administrator. Jego siostra miała bowiem sześciu synów. Brał więc któregoś na bok, obiecywał, że zapisze mu Psary (własnych dzieci nie miał), ale pod warunkiem pomocy w gospodarstwie. Wybraniec wstawał o czwartej rano, robił do północy. Za rok lub dwa wuj Baczyński oświadczał, że jest z niego niezadowolony, po czym brał na bok następnego i obiecywał mu Psary. Kolejny wybraniec wstawał o czwartej rano przez rok lub dwa... itd.
Mimo jednak swego skąpstwa, w 1939 zapakował do walizeczki milion złotych, wsiadł w pociąg do Warszawy. Do trzeciej klasy oczywiście - na lepszą żałował pieniędzy. W Warszawie poszedł na Klonową do Rydza-Śmigłego, oświadczył w sekretariacie, że daje milion na polską łódź podwodną. Zobaczyli jednak obdartego dziada ze starą tekturową walizką, nie chcieli nawet gadać. Otworzył walizkę, pokazał pieniądze i zaraz wprowadzono go do Rydza. Na drugi dzień w gazetach było zdjęcie: Rydz, bez czapki, odp
|