Dane tekstu dla wyniku: 3
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000098
Tytuł:
Wydawca: Trio
Źródło: Świtanie, przemijanie
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Teresa Bojarska,  
Data publikacji: 1996
- Nic dzisiaj nie jest bezpieczne, a jakoś żyjemy, odbudowujemy armię. Dowództwo działa, szeregi leśnych rosną. Aż dziw, że tak szybko ludzie się pozbierali, włączyli do akcji. Okazuje się, wyszkoliliśmy doskonały materiał. Powodzenia, pani Marto - dokończył ciepło, wymieniając miast pseudonimu jej prawdziwe imię.
Potem wręczył jej paczkę z "młynarkami" i drugą, mniejszą, w której były dolary. Kasę wręczy człowiekowi, który przekaże hasło. Powtórzyła je machinalnie, wyrecytowała to, co miała do wykonania. Wracała wtedy pełna energii do przytuliska, gdzie czekało dziecko. Cieszyła się, że zabierze Irenkę na wieś, daleko od płonącej dzień i noc Warszawy. Opuszczą Milanówek, stłoczonych, porażonych rozpaczą ludzi. Uciekną od głodu, przede wszystkim od głodu. Irenka otrzyma chyba do woli mleka. Nikt nie będzie straszył łapankami na warszawiaków. Można będzie spokojnie zasnąć wieczorem, bez obaw o rewizję czy sprawdzanie dokumentów. Chociaż to ostatnie nie takie pewne. W Maleniu też, jak widać, bywa różnie. Pan Kocowski nie w pełni ufa chyba Borowskiemu, skoro wręczył jej pieniądze dla łącznika. Czy podejrzewa go o prowokację? Jeśli tak, świadomie naraża dziecko i wdowę po swoim podkomendnym. Nie bardzo jest się z czego cieszyć, bo tam wcale nie będzie bezpiecznie. Pamięta, stanęła wtedy pośrodku milanowskiej alejki, wśród pachnących śmiercią liści. Błędne oczy wlepiła w żółknące za siatką chryzantemy. Dogonić go, oddać pieniądze, wycofać się? Co powiedziałby na to Konrad ? Pojedzie. Hasło przekaże jej chyba mała Surmówna, kuzynka czy siostrzenica Borowskiego. Jej ojciec od Powstania jest rządcą w Maleniu, niedawno odnalazł córkę ranną w jednym z grodziskich szpitali. Ona ma być teraz kontaktem z Kocowskim. Dlaczego nie jej wydał rozkaz rozpoznania sytuacji w Maleniu? Nie ufa? Nic nie wiadomo. Wspomniał coś o niewydolności fizycznej łączniczki, o jej młodości. Cóż, o wdowie i matce nikt nie powie, że też jest młoda. Mam dopiero dwadzieścia sześć lat, a wyglądam jak własna matka. Konrad powiedziałby, że jestem zdrowa, nic mi nie przestrzelono, jako matce małego dziecka nie grozi mi wywózka na roboty, chyba że złapanej na ulicy. Powinnam być rada. Otrzymałam zadanie, opiekę, zaciszny kąt, w którym może doczekam czego - wyjścia Niemców, wejścia "wyzwolicieli"? Co potem? Tymczasem nikt mnie nie zwolnił ze służby i obowiązuje przysięga. Pan Kocowski podkreślał, że wszystko toczy się "normalnie", prawie jak przed Powstaniem. Muszę szybko wyjaśnić, kto jest zdrajcą i na skutek czyjego donosu rozstrzelano tego biednego stróża. To ostatnie szczególnie kłopocze Kocowskiego. Uważa, że sprawa może w przyszłości przysporzyć sporo trosk, pociągnąć bolesne konsekwencje. Nowe władze - jakie? polskie? radzieckie? - oskarżą naszą komendę o niszczenie rękoma wroga polskich lewicowców. Paskudna historia.
Trzęsąc się na chłopskim wózku szukała w pamięci własnych, nielicznych kontaktów z właścicielem Malenia. Był kilka razy na Kruczej na odprawach. Wchodzono pojedynczo do chłodnej zimą jadalni. Marta pilnowała okien. Na kuchennych i na frontowych schodach czuwały łączniczki. Zawsze inne. Ostatnia odprawa odbyła się w przeddzień Powstania. A tamto, z brydżem, głupstwo. Zachowałam się wówczas tylko według ustalonego planu. W razie zagrożenia należy rozstawić stoliki do kart, podać herbatę, wysuszon