Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000023
Tytuł:
Wydawca: Iskry
Źródło: Choroba dyplomatyczna
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Daniel Passent,  
Data publikacji: 2002
ór okazał się trafny. Pracował dużo, kompetentnie, z inicjatywą, nie jątrzył, nie awanturował się, nie upijał się, miał niezliczone pomysły, mniej lub bardziej udane - od popiersia Chopina po wystawę szkła artystycznego z Wrocławia, był solidny, nienaganny i lubiany przez korpus konsularny, którego był dziekanem. Nie mogłem się uskarżać, przeciwnie - byłem zadowolony ze swojego wyboru. Jeśli ja byłem kapitanem okrętu, to radca był jego maszyną. Nie pchał się na pokład. Będę mu zawsze wdzięczny.
Jak każdy, miał też pan radca swoje słabości. Największa była jego słabość do samochodu służbowego. Przepis MSZ jest w tej sprawie jednoznaczny : prawo do korzystania z samochodu służbowego do celów prywatnych przysługuje od stopnia ministra pełnomocnego wzwyż. Niestety, pan radca znajdował się o jeden szczebel niżej i w czasach, kiedy na czele MSZ stali Bronisław Geremek, a następnie Władysław Bartoszewski, nie mógł liczyć na awans, chociaż wystąpiłem z takim wnioskiem. Pan radca, nie w ciemię bity, znalazł jednak wyjście i złożył do mnie podanie o zgodę na odpłatne korzystanie z samochodu służbowego ambasady wyłącznie w celu dojazdów do pracy i z pracy, to jest 15 (o ile mnie pamięć nie myli) kilometrów dziennie. Nieopatrznie wyraziłem zgodę i codziennie po pracy pan radca odjeżdżał srebrnym subaru, za co płacił około 20 dolarów miesięcznie. Nie podobało się to, jako sprzeczne z przepisami, ówczesnej księgowej, która odpowiadała za gospodarkę ambasady, ale ja brałem tę nieprawidłowość na siebie. Po około dwóch latach zjechała do Santiago nowa księgowa i wystosowała do mnie pismo, w którym zwróciła uwagę na niewłaściwą, niezgodną z przepisami gospodarkę taborem samochodowym. Na takie dictum nie miałem już wyjścia i cofnąłem panu radcy zgodę na samochód, co wywołało wielkie rozgoryczenie jego, a zwłaszcza jego małżonki, osoby bardziej ekstrawertycznej, nie umiejącej dyplomatycznie ukrywać swoich nastrojów. ("Radca jak radca, ale jego małżonka..." - ostrzegał mnie ktoś w centrali). Pan radca, który nie kupił samochodu prywatnego, cierpiał nie tylko prestiżowo, ale i faktycznie - dyplomata na stanowisku udawał się do pracy i z powrotem autobusem, zdany na łaskę chilijskich kierowców, rzucany od ściany do ściany z powodu ich kawaleryjskiej jazdy, a ponadto upokorzony, że na kolacje oficjalne "musi jechać taksówką pozbawioną klimatyzacji", na skutek czego radca wysiada zgrzany, a suknia małżonki jest wygnieciona. Istnieje co prawda sposób, aby tanim kosztem od czasu do czasu wypożyczyć samochód służbowy odpłatnie, za groszową opłatą około 15 centów za kilometr albo kupić sobie po prostu samochód, ale pan radca wolał z niego nie korzystać. Wolał mieć ciastko i zjeść ciastko.
Drobna ta sprawa kładła się cieniem w naszych stosunkach. "Jestem zaproszony w niedzielę na godzinę siedemnastą do Anity Domeyko" - mówił pan radca już w piątek, a ja nie wiedziałem, czy z tego tytułu mam mu dawać samochód do dyspozycji na cały weekend. Co na to powiedzą inni pracownicy, gorzej uposażeni, którzy już dawno kupili sobie samochody? Wizyta u prawie stuletniej seniorki rodu Domeyków nie ma charakteru prywatnego, żadna wizyta pana radcy nie jest prywatna, gdyż albo odwiedza kogoś z P