- Moja ciotka jest człowiekiem - odparła surowo Hanka.
Życie obozowe wciągnęło Ewelinę, dzięki łaskawości komendanta nie musiała wyrabiać dniówki. Do jej obowiązków należało sprzątanie biura, ale komendant zrobił sobie z niej służącą. Utrzymywała porządek w pomieszczeniach, które zajmował, prała jego rzeczy, przepocone koszule, bieliznę osobistą, doprowadzało ją to do rozpaczy. Czasami wydawało jej się, że wszystko byłoby lepsze, tylko nie to. Poznawała z daleka jego kroki i kuliła się w sobie. Jaką ulgą był koniec dnia, kiedy mogła pójść wreszcie do swojego baraku. Nie miała tam nikogo bliskiego, więźniarki traktowały ją, jako tę uprzywilejowaną, nieufnie. Początkowo próbowała nawiązać kontakt z Polkami, ale były to proste dziewczyny gdzieś z okolic Grodna i nie bardzo miały z sobą o czym rozmawiać. Czuła się bardzo samotna. Świadomość, że nie ma nikogo, dla kogo byłaby kimś więcej niż bezosobową istotą ubraną w waciak, niemal ją zabijała. Tęskniła za domem, za Suzanne, za małą Zuzią... To wszystko powodowało, że stawała się coraz bardziej
harda
, na polecenia komendanta, wypowiadane opryskliwym tonem, odpowiadała nierzadko wzruszeniem ramion.
- Jewielina, fochów mi tu nie pokazuj - mówił z groźbą w głosie - bo się doczekasz.
|