Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000006
Tytuł:
Wydawca: Wyd. Literackie
Źródło: Panopticum
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Tadeusz Kwiatkowski,  
Data publikacji: 1995
ł. Stąd może to określenie - "brat łata". Daj jednak Boże, aby wszyscy profesorowie, mający bezpośredni kontakt ze studentami, byli takimi "łatami". Dzięki temu przecież zyskał sobie nie tylko popularność wśród studentów, ale też mocne poczucie więzi z młodzieżą. Do jego seminariów przygotowywaliśmy się o wiele skrupulatniej aniżeli do zajęć z innych przedmiotów. Wstyd by było bowiem wykazać się nieznajomością tematu, który mógł ni stąd, ni zowąd zostać poruszony, gdy rozprawiano o literaturze.
W czasie okupacji Kazimierz był blisko związany z Tadeuszem Kudlińskim, wówczas jednym z przedstawicieli Unii, podziemnej organizacji parakatolickiej, ale myślę, że więcej mu chodziło o jakąś przynależność do konspiracji aniżeli o same ideały tej partii, która miała się przemienić w przyszłości w Stronnictwo Pracy. I przemieniła się po wojnie, co potem odczuli liderzy tego ruchu odsiadując z woli władzy ludowej wieloletnie wyroki. Wtedy już Kazimierz oddalił się od Unii, bo był do niej dołączony bardziej z racji znajomości z jej członkami, aniżeli z przekonania. Sądzę, że w istocie był agnostykiem i koncepcje świata widziane oczami wiernych katolików były mu obce. Niektórzy mieli mu za złe to odstępstwo, uważając, że dla kariery zmienił radykalnie poglądy. Myślę jednak, że uczynił to zgodnie z sumieniem, a nie z powodu możliwych restrykcji ze strony partii, która uznała Unię za organizację wrogą ustrojowi. Kazimierz zawsze, oczywiście w dobranym kręgu przyjaciół, wyrażał niezadowolenie ze stosunków, jakie panowały w kraju i na uniwersytecie. Nigdy nie słyszałem, aby zgadzał się z nastaną rzeczywistością. Nie demonstrował tego otwarcie, lecz to nie były czasy, kiedy można było jawnie przeciwstawiać się panującym porządkom. Wtedy szło się do więzienia za byle co, a to było miejsce niezbyt sprzyjające pracy naukowej. Nie bez kozery mówił z wielkimi pochwałami o Ketmanie, któremu Miłosz poświęcił jeden z esejów w książce pt. Zniewolony umysł. Książka ta dotarła do nas z Paryża od Giedroycia. Później przywiozłem ją z Francji w 1957 roku. Miłosz uchodził w środowisku inteligenckim, zajmującym się literaturą, za wyraziciela naszych utajonych myśli. Znał bowiem dobrze stosunki panujące w kraju, spędził przecież w Polsce kilka lat powojennych, znał też duszę ludzi Wschodu i w swym eseju starał się odkryć prawdziwe sprzeczności w sposobie myślenia i postępowania zwolenników socjalizmu. Mówić to jeszcze nie znaczy wierzyć. Wiedzieć to nie znaczy dzielić się tym z ludźmi - oto tajemne zasady, przeszczepione do państw, nad którymi roztoczył opiekę Związek Radziecki. Może tam żyli ludzie przejęci do głębi ideami komunizmu, ale ze spotkań z pisarzami radzieckimi wynosiliśmy przekonanie, że komunizm był dla nich jedynie sposobem na życie. Po wódce rozklejali się i wyłaziła z nich reakcyjna dusza. Kiedy Kazimierz prezesował Oddziałowi, pewnego dnia zamknęliśmy się w gabinecie ze znanym i poważanym w ZSRR poetą moskiewskim. Alkoholu było w bród, więc rozwiązały się języki. I cóż usłyszeliśmy od tego wielokrotnego laureata radzieckich nagród państwowych? - Towarzysze - powiedział - nie wierzcie naszej literaturze. To wszystko bujdy, baśnie wymyślone, aby przypochlebić się partii i wspiąć się wyżej na szczeblach pisarskiej kariery. Bo to są pieniądze, dacza, samochód, kilkupokojowe mieszkanie. Kogo obchodzi idea? Gorzej, że bez wahania jeden drugiemu podstawia nogę. Więcej piszą donosów niźli książek - i tu podniósł palec do góry. - I tak trzeba, aby żyć w naszym Związku!
Wyka wymienił kilka nazwisk z radzieckiego firmamentu literackiego. Poeta machnął ręką krzywiąc się z niesmakiem. - Barachło. Nie wierz. U nas w nic nie można wierzyć.