Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_2004000000014
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Złoty pociąg
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Mirosław M. Bujko,  
Data publikacji: 2006
ałą wyznawczynią czerwonej religii. Uljanow – z tego, co wiem – zawsze lubił posługiwać się ludźmi o wypróbowanej lojalności. Jeśli spyta, dlaczego chcę pracować dla bolszewików, odpowiem... No właśnie, co odpowiem? Że zawiodłam się na Polsce, że bojkotują moją rodzinę za komunistyczne sympatie? To by nie przeszło. Wymyślę jakiś przekonujący powód ideowy, w końcu wielu Polaków pracuje dla niego. Mam jeszcze kilka dni, żeby coś wykombinować, bo to, że uda mi się z nim spotkać, jest niemal pewne.
Jest mi to winien w końcu – uśmiechnęła się sama do siebie. – Dzięki moim zeznaniom dostał odszkodowanie od tego kretyna. Jest zawzięty i uparty. Inessa jeszcze w Paryżu opowiadała mi taką historię... – Wanda oparła się wygodniej o miły, wytarty plusz coupé i wyobraziła sobie, jak rzecz mogła się odbyć. – Otóż jeszcze w 1890 roku Uljanow wybrał się ze szwagrem do Syzrania, to taka mała miejscowość nieopodal Symbirska, gdzie się urodził. Trzeba było przepłynąć przez szeroko w tym miejscu rozlaną Wołgę. Nieoficjalnie – ale wszyscy okoliczni mieszkańcy to ponoć respektowali – monopol na przeprawę miał syzrański kupiec, niejaki Arefiew, właściciel parowego promu. Jednak Uljanow wynajął łódź z przewoźnikiem. Dalej historia potoczyła się zabawnie, ale i dramatycznie. Kiedy Uljanow wraz ze szwagrem i przewoźnikiem znaleźli się na środku rzeki, prom Arefiewa, który widać tylko czatował na takich niepokornych, dokonał na środku rzeki abordażu, a nierespektujących samozwańczego monopolu podróżnych siłą wciągnięto na pokład. Wyobrażam sobie tego niskiego człowieczka o tatarskich oczach, jak stojąc przed pirackim kapitanem, wymachuje mu przed nosem zaciśniętą pięścią i cedzi zimno: «To, że Arefiew wydzierżawił przewóz przez rzekę, nie ma tu, szanowny panie, nic do rzeczy, to jego sprawa, a nie nasza, i w żadnym wypadku nie upoważnia to ani Arefiewa, ani tym bardziej pana, kapitanie, do porywania ludzi ze środka rzeki...» Tu zapewne wydął mongolskie policzki i wsadził kciuki w kieszonki płóciennej kamizelki. Jak potem opowiadał Inessie, zupełnie zignorował nadymającego się z dumy Arefiewa, wyjął z kieszeni notes i skrupulatnie spisał nazwiska korsarskiego kapitana i marynarzy”. Znów się uśmiechnęła, ale nie mogła oprzeć się uczuciu akceptacji dla jego metod. Ktoś inny na jego miejscu pewnie by na tym poprzestał, ale przecież Uljanow miał już pewne przygotowanie prawnicze, wszak niedługo miał zdawać egzaminy na Uniwersytet Petersburski w trybie eksternistycznym. Nie darował swego i mimo iż Arefiew miał w okolicy wielkie wpływy, pojechał do Samary i wysmarował oficjalny pozew do sądu. Arefiew opóźniał sądową procedurę, wykorzystując znajomości i najpewniej dając w łapę, ale Uljanow był wytrwały, w trzecim terminie sąd rozpatrzył pozew i skazał kupca na miesiąc więzienia, co daje dobre świadectwo ówczesnemu rosyjskiemu prawu karnemu.
„Niebezpiecznie jest więc z nim zadzierać. Muszę być dobrze przygotowana. Muszę się ponadto liczyć z kłopotami na granicy, choć mam dobre szwajcarskie papiery i oficjalnie reprezentuję tu szwajcarski rząd w kwestiach pomocy charytatywnej. Dobrze przynajmniej, że sytuacja na froncie jest taka, jaka jest – ani wojna, ani pokój. Stan zawieszenia, o tym jednak pomyślimy rano”.