Dane tekstu dla wyniku: | 1 |
Identyfikator tekstu: | PWN_1202900002623 |
Tytuł: | Bóg Różewicza |
Wydawca: | |
Źródło: | Ozon nr 22 |
Kanał: | #kanal_prasa_tygodnik |
Typ: | #typ_publ |
Autorzy: | Tomasz P. Terlikowski, |
Data publikacji: | 2005 |
W rękach hollywoodzkiego realizatora ten scenariusz zaowocowałby komedią romantyczną. Podobnie jak hollywoodzcy fabrykanci przebojów Jarmusch zadbał, aby jego film skrzył się od gwiazd: główną rolę gra modny ostatnio Bill Murray, a u jego boku stoi elitarna, transatlantycka żeńska drużyna: Sharon Stone, Chloe Sevigny, Julie Delphy i Tilda Swinton.
A jednak "Broken Flowers" okazuje się zaprzeczeniem kina gwiazdorskiego i świętych zasad Hollywood. Jarmusch potrafi oglądać swój kraj zdziwionym okiem przybysza zwiedzającego egzotyczną krainę - i nie chodzi tu bynajmniej o atrakcje turystyczne. Reżyser pokazuje Amerykę za dużych przestrzeni, za dużych samochodów, a przede wszystkim za bardzo samotnych ludzi. W miejsce akcji, która jest priorytetem kina hollywoodzkiego, proponuje kontemplację. I, co w Hollywood jest nie do pomyślenia, finał nie przynosi wyjaśnienia zagadki. W klasycznych filmach drogi za podróżą fizyczną kryła się podróż wewnętrzna bohatera, poznającego samego siebie. Tak jest też w "Broken Flowers" - tyle że tu na końcu podróży bohater odnajduje w sobie pustkę. Tematy Jarmuscha są amerykańskie, ale w jego poetyce słychać echa dokonań Antonioniego, Godarda, Wendersa. Podobnie jak Godard Jarmusch, zanim zaczął kręcić filmy, spędził miesiące w legendarnej paryskiej Filmotece. Był asystentem Wendersa, z którym łączy go najwięcej - bo także miłość do Ameryki. "Broken Flowers" mógłby być kolejnym dziełem Niemca, gdyby nie poczucie humoru. |