We're going to the Promised Land!
Po oklaskach zaczęto przechodzić, czy raczej przeciskać się, do głównej sali. Aha, więc teraz ceremonia, przemówienia, kamery. Karolina postanowiła odczekać. Zamiast pchać się w ciżbę, skorzystała z okazji, by uskubnąć coś z bufetowego stołu. Wędliną wzgardziła, dobrała sobie za to łososia na zimno. Niezdara kelner w koszuli o za długich mankietach chciał jej dodać sosu koperkowego, ale skutek był taki, że łycha białej brei zamiast na talerzyku wylądowała jej na dekolcie. Chłopak przepraszał nieskładnie, ba, zabrał się do wycierania plamy, i to czym? Tym za długim mankietem! Karolina się żachnęła. Chłopak znalazł więc jakąś serwetkę, piorunem zwilżył ją wodą mineralną i zaczął
przecierać
sukienkę. Karolina z miejsca dała mu po łapach. Do końca nie wiedziała, czy złapał ją za biust przypadkiem, z niezgrabności, czy tylko udawał głupiego.
- Aj! - Chłopak odskoczył.
|