Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000071
Tytuł:
Wydawca: Wydawnictwo Naukowe PWN
Źródło: Obyczaje w Polsce : od średniowiecza do czasów współczesnych : praca zbiorowa
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Andrzej Chwalba (red.),  
Data publikacji: 2004
ednorodzinnego w Polsce pozostawał w tyle za innymi krajami bloku sowieckiego i obejmował najczęściej peryferie dużych miast. Budowę domków, których powierzchnia mieszkalna nie przekraczała 110 m2, finansowano za pomocą kredytów z zakładu pracy. Mimo pomocy funduszy mieszkaniowych, szczególnie aktywnych z początkiem lat 70., rzeczywistość piętrzyła przed miłośnikami "własnego domku" niezliczone przeszkody. Same trudności ze zdobyciem materiałów wydłużały niejednokrotnie czas budowy do 8-10 lat.
Budownictwo mieszkaniowe zostało scentralizowane, objęto je podobnymi metodami planowania jak całą gospodarkę. W opinii decydentów najlepszą metodą na rozwiązanie głodu mieszkaniowego miało być tworzenie blokowisk, oddalonych od centrum miasta. Metodą prostą i tanią miało być stawianie budynków z wielkiej płyty - gotowych ścian łączonych ze sobą prętami. Osiedla mieszkaniowe miały wcielać w życie pomysły powstałe w okresie międzywojennym, takie jak Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa. Budowano je zwykle ze środków spółdzielczych albo miejskich (mieszkania komunalne), rzadko pojawiały się typowe osiedla przyzakładowe. Przeszkodą na drodze do ich rozwoju była obawa o nadmierne łączenie więzi zawodowych z prywatnymi. Trudno byłoby ukryć swoje niepowodzenia w pracy, gdyby mogli się o nich szybko dowiedzieć sąsiedzi z bloku zatrudnieni w tym samym zakładzie. Pod koniec lat 70. znacznie wydłużył się czas oczekiwania na mieszkanie, normą stawało się czekanie na własne "M" przez 10 czy 15 lat. Zaraźliwa estetyka blokowisk rozpleniła się także na wsi, gdzie zamiast klasycznych domów wiejskich powstawały pudełkowce wznoszone z pustaków. Typowe mieszkanie z lat 60. składało się z dwóch pokoi ze "ślepą" kuchnią i miało powierzchnię 35-45 m2; mieszkania czteropokojowe stanowiły zaledwie 1% oddawanych do użytku. Oszczędność miejsca w projektowaniu budynków mieszkaniowych powodowała wydzielanie kuchni typu laboratorium - w 60% mieszkań jej powierzchnia nie przekraczała 6 m2. Dopiero w następnej dekadzie odstąpiono od skrajnie oszczędnościowych norm, rezygnując w większości nowych mieszkań ze ślepych kuchni i powiększając metraż. Nowe mieszkania były klasycznym przykładem brakoróbstwa, z ogromną liczbą usterek. Jeśli wprowadzający się lokator dysponował wszystkimi potrzebnymi instalacjami, równą podłogą i zamykającymi się drzwiami, traktował tę sytuację jako wyjątkowy łut szczęścia. Przystosowanie nowo zdobytego lokalu do zamieszkania wymagało w pierwszej kolejności przygotowania ścian (tapetowanie, malowanie, wstrzeliwanie kołków), a następnie urządzenia i wyposażenia kuchni i łazienki. Bardziej kosztowne wyposażanie pokoi wykonywano w drugiej kolejności. W podręcznikach dobrego wychowania zalecano ozdabiać ściany mieszkań ciekawymi reprodukcjami, talerzami z motywami ludowymi bądź półeczką z roślinami ozdobnymi. O bardzo niskiej kulturze użytkownika mieszkania miały z kolei świadczyć ręcznie haftowane makatki z motywem całujących się gołąbków lub pierrotów, wizerunki jelenia na rykowisku czy roznegliżowane gwiazdy filmowe wycięte z gazet. W klasycznym wnętrzu nowo zasiedlanych mieszkań znajdował się zwyczajowo "święty kąt" z religijnymi oleodrukami. Wystrój dopełniały fotografie rodzinne i sztuczne kwiaty, a także poduszki w powłoczkach haftowanych przez gospodynię domu. Przełom w organizacji pracy w domu przyniosła elektryfikacja. Pierwszym urządzeniem elektrycznym kupowanym powszechnie na potrzeby domu był radioodbiornik. Na oszczędność czasu wpłynęło głównie upowszechnienie się pralek, szczególnie kiedy miejsce wirnikowych zajęły pralki półautomatyczne i automatyczne. W latach 70. dostępność cenowa pozwalała przeciętnej rodzinie na zakup jednofunkcyjnego sprzętu monofonicznego (zwykle radia turystycznego) i telewizora czarno-białego. Zanim w polskich domach pojawiły się komputery, telewizor pozostawał jedynym sprzętem elektronicznym, któremu wyznaczano honorowe, stałe miejsce - tworząc "elektroniczną kapliczkę". Mentalność rodzin robotniczych i ich opór wobec przejawów nowoczesności widoczne są w układzie mieszkania. Nie akceptowano okienka pomiędzy kuchnią a pokojem, bo kojarzyło się ze stołówką, nie tolerowano białych ścian i mebli, bo przypominały szpital, ani drzwi harmonijkowych, bo uważano je za namiastkę drzwi klasycznych. Jeśli rodzina dysponowała dużą kuchnią, służyła ona jako standardowe pomieszczenie do spożywania posiłków i wykonywania drobnych prac naprawczych. Sporadycznie kuchnia była miejscem dziecięcych zabaw oraz miejscem magazynowania przetworów domowych. Przetwory jako ważny element wyżywienia rodziny gromadzono też w piwnicy, na balkonie czy w pawlaczach, do czego skłaniały braki w ciągłym zaopatrzeniu w żywność . W latach 50. lodówki były rzadkością, ówczesne poradnictwo zalecało więc konserwację mięsa ziołami lub solą. Upowszechnienie się lodówek było szczególnie ważne w blokach, gdzie nie było możliwości wyodrębnienia miejsc chłodnych, tak jak w domach na wsi. W rodzinach robotniczych największy pokój służył za salon i sypialnię rodziców. Jego wyposażenie stanowił przede wszystkim odbiornik telewizyjny i sprzęty wielofunkcyjne - wersalki lub fotele. Skoro w ciągu dnia sypialnia miała stanowić salon, mebel przeznaczony do spania winien był służyć także do siedzenia. Najbardziej uniwersalna okazała się wersalka, w której można było też przechowywać pościel. Charakter sypialny wnętrza w ciągu dnia był tuszowany, praktycznie nie wyodrębniano przestrzeni, która służyłaby wyłącznie do spania. Duży pokój wskazywał także na zasobność rodziny, zwykle poprzez wyeksponowanie w kredensie zastawy stołowej i kryształów. Jeśli była bogato zdobiona, ze złotym szlaczkiem, stawała się przedmiotem dumy właścicieli. Zieleń, dywany i tkaniny tworzyły odpowiedni nastrój. Dla robotników, których praca przebiegała w środowisku obcym człowiekowi i niebezpiecznym, braki w kontaktach z naturą kompensowała większa ilość zieleni w domu. W szerszym kontekście taką potrzebę realizowano dzięki posiadaniu działki lub ogródka. Jeśli pozwalały na to warunki, to dla dzieci przeznaczano osobny pokój. Ciasnota wymuszała wspólne posłania dla dzieci lub łóżka piętrowe. Pokój wyposażano w zestawy mebli pojedynczych, rzadziej segmentowych. Ciężkie szafy służyły przechowywaniu odzieży i tkanin niezbędnych w gospodarstwie domowym. Zapełnione ciężkimi meblami i bibelotami pokoje dla dzieci nie dawały przestrzeni do zabawy, dlatego częściej do tych celów był wykorzystywany przedpokój. Jeśli w mieszkaniu znajdował się trzeci pokój, to miał zwykle charakter sypialni rodziców, garderoby lub miejsca przechowywania najcenniejszych przedmiotów. Przedmioty gospodarcze nie miały zazwyczaj stałej lokalizacji, w miarę możliwości upychano je po kątach tak, aby były umiejętnie zamaskowane i niewidoczne dla osób postronnych. Częściowo funkcje magazynowe pełnił przedpokój, zwłaszcza znajdujące się w nim wnęki czy pawlacze, a także balkon, jeśli rodzina nim dysponowała. Odmienny styl życia charakteryzował mieszkające w mieście rodziny pracowników umysłowych. Najbogatsi przedstawiciele tej grupy, w czasach Polski Ludowej głównie lekarze i adwokaci, dysponowali mieszkaniami o wyższym standardzie, które umożliwiały utrzymanie modelu rodziny trzypokoleniowej, co rozwiązywało problem opieki nad dziećmi. W podobnych warunkach mieszkali przedstawiciele "klasy rządzącej", czyli funkcjonariusze partii. Ci spośród pracowników umysłowych, którzy byli skazani na niewielką przestrzeń, traktowali pokoje jako obszary wielofunkcyjne, zmieniające swoje przeznaczenie. Generalnie w tego typu mieszkaniu wyróżniało się dwie strefy: funkcjonalną i indywidualną- bardziej przytulną. Zdecydowanie mniej posiłków spożywano w kuchni, a więcej w pokoju. Pod koniec lat 70. modne stało się łączenie pokoju z kuchnią, dzięki usunięciu ściany, dzielącej oba pomieszczenia. Przejściowe rozwiązanie problemu głodu mieszkaniowego miał stanowić hotel robotniczy. Ponadto tworzenie hoteli wiązało się z planami kontrolowania przez zakład pracy i władze administracyjne trybu życia pracowników po godzinach pracy. W założeniach hotel miał stanowić nie tylko miejsce zamieszkania, ale także organizować życie społeczne i kulturalne. W praktyce obsłudze hoteli nie zależało na zagospodarowaniu czasu wolnego pracowników. Dla młodych ludzi pochodzących ze wsi, gdzie zjawisko czasu wolnego nie było znane, pozostawały nuda, pijaństwo i hazard. W typowym hotelu jeden pokój zamieszkiwało od trzech do siedmiu osób, z których każda miała do dyspozycji łóżko z pościelą i szafę oraz wspólną na piętrze kuchnię i łazienkę. Główną zaletą mieszkań w hotelu, podkreślaną przez mieszkańców była bliskość miejsca pracy. Na tym często kończyły się zalety życia hotelowego. Stałym problemem był stan sanitarny hoteli - nie przestrzegano zasady zmiany pościeli co dwa tygodnie, a słoma w siennikach stawała się azylem dla robactwa. Utrudniony był dostęp do kuchni, równie trudno było wyprać i wysuszyć odzież roboczą. Jeszcze w latach 70. lodówki były rzadkością, tak więc żywność przechowywano w miejscach przypadkowych, także w szafkach na ubrania. Tylko około 30% mieszkańców stanowili stali lokatorzy, pozostali pracowali w jednym miejscu przez kilka miesięcy, a następnie przenosili się w inne. Nazywano ich hotelowcami lub ludźmi tymczasowymi. Młodzi ludzie żyjący poza środowiskiem rodzinnym szybko się demoralizowali. Pijaństwo i awantury stały się w hotelach robotniczych elementem codzienności. Podział hoteli na męskie i żeńskie skłaniał mężczyzn, którzy szukali mocnych wrażeń, do szturmowania w długie sobotnie wieczory hoteli żeńskich, czemu zwykle nie była w stanie zapobiec milicja. Podział hoteli był niekorzystny dla małżeństw robotniczych, które musiały mieszkać osobno, dopóki istniał nieżyciowy przepis. Nawet goście przyjeżdżający z zewnątrz ze względu na brak pokoi gościnnych nie mieli szans na zatrzymanie się w mieście przez dłuższy czas. Kiedy w 1955 r. zezwolono na łączenie małżeństw mieszkających w hotelach robotniczych, nastąpił szybki wzrost liczby zawieranych związków. Liczba rodzin mieszkających w hotelach systematycznie wzrastała - od 3,5 tys. w początkach lat 70. do 21 tys. już 10 lat później. W szczególnie trudnej sytuacji znajdowały się rodziny pełne, które nie miały odpowiednich warunków do opieki nad dzieckiem. Wśród lokatorów czasowych liczną grupę stanowili ludzie określani jako dwuśrodowiskowi. Pochodzili ze wsi, tam założyli rodzinę i tam wracali. Ich pobyt w mieście pozbawiony był rozrywek, a zarobione pieniądze trafiały do żon mieszkających na wsi, które zaopatrywały mężów w żywność i czyste ubrania. Obowiązki domowe spadały w tej sytuacji na żony, częściowo tylko wyręczali je mężowie, dokonując zakupów w mieście przed przyjazdem do domu - co było szczególnie ważne w czasie deficytu towarów. Kryzysy rodziny wywołane taką sytuacją nie były zjawiskiem rzadkim. W hotelu "dwuzawodowiec" dysponował nierzadko większym komfortem mieszkania, ale zarazem tracił kontakt z żoną i dziećmi. Konieczność oszczędzania w miejscu pracy powodowała, że wracający do domu ojciec nie potrafił opowiedzieć dzieciom czegokolwiek ciekawego o mieście, w którym pracował.
3. STÓŁ