Być może B znalazłby powody usprawiedliwiające swoje postępowanie. Kto wie, może dokonałby karkołomnej sztuki dowiedzenia swej cnoty obywatelskiej, mimo że to, co A powiedział, jest świętą prawdą.
B: Owszem, jestem dobrym obywatelem, bo wprawdzie podatków nie płacę, ale uzyskane tak środki inwestuję w konsumpcję, co przyczynia się do rozwoju sektora usług. Kupuję papierosy i alkohol na
czarnym rynku
, ale w ten sposób popieram szarą strefę, która zdaniem niektórych ekonomistów stanowi element wzrostu gospodarczego. Na wybory nie chodzę, bo jestem nieracjonalny w preferencjach politycznych, których zresztą nie mam. A od wojska się wykręciłem, mając na względzie dobro armii. Tak więc jestem dobrym obywatelem.
Ale B nawet tego się nie podejmuje. "Słuszne w teorii, niesłuszne w praktyce" starcza za cały argument. Nie ma nic dziwnego w tym, że taki chwyt jest w powszechnym użyciu - oszczędza czasu i wysiłku, sugeruje, że mamy do czynienia z człowiekiem praktycznym, a wszystko, co powie jeszcze adwersarz będzie w teorii tylko prawdziwe. Dlaczego jednak bywa przyjmowany za dobrą monetę?
|