Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000135
Tytuł:
Wydawca: Książnica
Źródło: Osiedle prominentów
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Michał Bielecki,  
Data publikacji: 1997
ał się. - To może między poduszki fotela? Pozwoli pan, że zobaczę. Odsunąłem go dość stanowczo, przeszedłem przez wyłożony modrzewiem przedpokój i wszedłem do pokoju, w którym niedawno częstował mnie koniakiem. Na kanapie leżał pijany do nieprzytomności Janusz Krzywosz. Przed nim stała szklanka napełniona do połowy wódką, a obok prawie pusta butelka. Żył, bo z jego gardła wydobywało się charczenie. - Przyszedł do mnie niedawno z własną butelką i opróżnił ją prawie na raz - wyjaśnił Dobrowolski.
- Chciałem właśnie dzwonić po pogotowie i policję. - Po co? Ten, kto pozwoli mu się zapić na śmierć, wyświadczy mu przysługę - zacytowałem jego słowa. Spojrzał na mnie czujnie. - Co innego się mówi, a co innego robi. Niech pan zadzwoni. Telefon jest obok pana. Podniosłem słuchawkę i wybrałem numer pogotowia. Podałem swoje nazwisko, adres Dobrowolskiego i poprosiłem o natychmiastowy przyjazd karetki. - Pacjent nazywa się Janusz Krzywosz. Patologiczne upojenie alkoholowe. Pośpieszcie się, bo to ważny świadek w sprawie o morderstwo. Dobrowolski popatrzył na mnie z lekko ironicznym uśmieszkiem. Wybrałem numer komendy i poprosiłem o połączenie z komisarzem Urbańskim. - Dzwonię z domu pana Dobrowolskiego, sąsiada Krzywosza. Znalazłem zgubę i mordercę. Dobrowolski podszedł do niskiego kredensu i oparł się łokciem o blat. - Ma pan dowody przeciwko Piontkowi? - spytał. - Nie. Czy mógłbym zajrzeć do pańskiego ogrodu? - Po co? - zdziwił się i dodał: - No, jeśli pan musi... Otworzyłem drzwi na taras i wyjrzałem na zewnątrz. Ogródki były dość duże. Miały przeszło dwadzieścia metrów długości i kończyły się wysokim, sześciometrowym murem, a właściwie ślepą ścianą zakładu radiologii medycznej. Po obu stronach szeregu domów stały garaże, więc do ogrodów można się było dostać tylko przez domy. To jeszcze nie był dowód, ale silna poszlaka .
Odwróciłem się. Dobrowolski stał za mną z ręką w kieszeni. - Zobaczył pan? - Jeszcze nie. Przekroczyłem ozdobny płotek do ogródka Krzywona i pchnąłem drzwi tarasowe. Opieczętowany pasek papieru rozerwał się i otworzyły się ze skrzypieniem. - Czy tędy przeszedł pan do domu Krzywosza, żeby zabić Priwałowa? Tędy pan wszedł, żeby później zabrać jego kurtkę i podrzucić z nożem? Dobrowolski wyjął rękę z kieszeni. Trzymał w niej pistolet. - To nie przejdzie - podniosłem dłonie. - Nie mam nic do strace