Naczelnik właśnie już był odszedł do swojej stancji, a wasążek zajeżdżał pod ganek, gdy Jaworski ukazał się w progu ze swoją kompanią i pachołkiem, dźwigającym niemały gąsior miodu.
- Nie puszczę waszmościów bez strzemiennego! - wołał buchając śmiechem. Na nic się zdały wykręty i
molestacje
. Gospodarz padł przed nimi na kolana, mnich rzewliwie zapłakał, a blady szlachcic brał się do karabeli, więc radzi nieradzi wypili strzemiennego, potem juści zdrowie gospodarstwa wraz z ich progeniturą, potem słusznym było wypić nią cześć godnych kompanionów i sąsiadów; potem na pomyślność przezacnego stanu duchownego; potem: "Kochajmy się" nakazowała uległość odwiecznym obyczajom, a w końcu, kiedy rozochocony Jaworski, wnosząc puchar zakrzyczał: - Prosperitatis publicae! - nie godziło się juści odmawiać.
Dość, że odjechali dopiero równo ze słońcem.
|