Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000200
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Krakowska żałoba
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Monika Piątkowska,  
Data publikacji: 2006
ię ze swym nowym wcieleniem, że stare zdążyła już zapomnieć. Nie zawiadomiła nikogo o swoim powrocie, toteż nikt jej nie oczekiwał, niemniej nie było osoby bardziej od niej wyglądanej. Józefa otworzyła drzwi z okrzykiem: "Dobry Boże, nareszcie", i była w nim cała groza ostatnich miesięcy, wszystkie ledwo przespane noce w domu wariatów, w który zamieniło się mieszkanie na Celnej, z rozdzierającymi lamentami Genowefy i lunatycznymi krokami Maurycego, odmierzającymi kwadranse jego bezsennych nocy.
Urszula wkroczyła do swego niegdysiejszego więzienia niczym wygnana z dziedziny królowa. Jeszcze się dobrze nie rozpakowała, a już wprowadziła nowe porządki, gotowa złamać wszelki opór - ale go nie napotykała. Nakazała otworzyć wszystkie okna i nie pozwalała ich zamknąć przez tydzień, bo tyle - jej zdaniem - trzeba było, by wywietrzyć stęchliznę. Zabrała z pokoju Genowefy rzeczy syna, bez powodu, a jedynie dla frajdy, by mieć je przy sobie, i metodycznie odstawiła je do małżeńskiej sypialni, tak jakby i jego kołyska, i drewniany konik na biegunach, i kaczuszka na patyku były tam od zawsze. Przeorganizowała kuchnię podług własnego widzimisię : poprzekładała rzeczy w szufladach, zgarnęła porcelanowe skorupy, ofiary furii Maurycego, znalazła i schowała na lepszą godzinę jego podarte memuary, kazała wywietrzyć pościel i osiarkowała piwnicę. Uprzątnęła resztki furiackich wyczynów męża, zbierając je do jednego worka i wynosząc na śmieci, tak jak miotłą wygnała wszystkie złe wspomnienia. Przemeblowała salon. Wraz z Józefą poprzestawiała meble, by wygospodarować kąt na tapczan dla Jerzyka, na zbite przez stolarza z ulicy biurko ucznia, półeczkę na przyszłe podręczniki i pamiątki z przedłużonego przez wojnę letniska: polne kamyki w kształcie końskich głów.
Nie zamierzała otwierać szpitala wariatów, bo choć choroba Maurycego zaskoczyła ją, nie uważała jej za nieuleczalną, przeciwnie - była przekonana, że o ile Genowefa na dobre osunęła się w siebie, o tyle Maurycy zatrzasnął się jedynie w przedpokoju: trzeba tylko poczekać, aż znajdzie drzwi. I kierując się tą tylko nadzieją, bez żadnej lekarskiej konsultacji, przemieniła się w jego niańkę, pielęgniarkę, czułą gołąbeczkę, matkę, a wreszcie w niego samego, by jego głosem kazać mu wstać, przypominać