Zanurzony w śpiworze będę teraz istotą osiadłą. Dotychczas przez całą dobę byłem pozbawiony swego miejsca, nieustannie wchodziłem w nowe otoczenie, zmuszany do jego rozpoznawania i określania swojego stosunku do niego wciąż od nowa.
Posiadanie własnego terytorium
poszerza
i potwierdza osobowość, usuwa potrzebę czujności, wyzwala poczucie niezagrożenia. Ten mój instynkt terytorialny przez dwadzieścia trzy godziny pozostawał nie zaspokojony. Chwilami mogę doznawać złudzenia, że oswobodzona świadomość nie wymaga wsparcia o cokolwiek z zewnątrz i może trwać sama w sobie. Zapominam, że mimo wszystko posuwam się w stronę określonego miejsca w przestrzeni, które zrobiłem swoim celem i które dla podświadomości zastępuje owo upragnione i konieczne, zwalniające od starań i wysiłku terytorium.
Odzyskałem je wcisnąwszy się do śpiwora. Nieruchomieję i żegnam się z całym, pozornie zdobytym wyzwoleniem. Otaczam się przedmiotami, które potwierdzają stan bezruchu i zależności: pod głowę blaszana latarka z odpryśniętym lakierem, pod pachy baterie obłażące z tektury, scyzoryk z zaschniętym dżemem i notatnik z zaciekami brudu. Jeszcze zmięta chustka i kłębek sznurka.
|