Dane tekstu dla wyniku: 59
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_GKb00017
Tytuł: Białe plamy na czerwonym
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Krakowska"
Źródło: Gazeta Krakowska
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Marek LUBAŚ-HARNY,  
Data publikacji: 2003-01-24
Czy prawda o Goralenvoku była niewygodna także dla Rosjan?
Za kilka dni minie 58 już rocznica wyzwolenia Zakopanego spod hitlerowskiej okupacji. A jednak, mimo upływu lat, nie wszystkie tajemnice owych styczniowych dni 1945 roku zostały do końca wyjaśnione. Przez ponad pół wieku rzeczywistość była z premedytacją fałszowana i zaciemniana. Zwłaszcza rola radzieckich wyzwolicieli na zajętych przez Armię Czerwoną terenach. Dziś, kiedy większość bezpośrednich świadków nie żyje, coraz trudniej dochodzić prawdy. Zresztą, historycy nie bardzo się kwapią. *** Nader niejasna jest rola, jaką odegrał Władimir Siemionowicz Macniew, pseudonim Potiomkin, dowódca partyzanckiego oddziału im. Szczorsa. Po wojnie był on kreowany na bohatera, wybawiciela Zakopanego i całego Podhala. Jeszcze po wielu latach historycy podtrzymywali mit o bohaterskich radzieckich partyzantach z Tatr, którzy w ciężkim boju wyparli hitlerowców z Zakopanego i uratowali miasto przed wysadzeniem. W roku 1974 Bolesław Dolata i Tadeusz Jurga, w dziele "Walki zbrojne na ziemiach polskich 1939 - 1945" pisali: "29. I. 1945. oddział Macniewa, podzielony na trzy zasadnicze grupy pod dowództwem Tkaczenki, Koszkina i Langowa oraz Gołubiewa, wtargnął z trzech stron do Zakopanego.(...) W ręce partyzantów wpadło kilkudziesięciu jeńców, samochody, magazyny z żywnością, umundurowaniem i bronią." Wyczyn zaiste niezwykły, jeśli wziąć pod uwagę, że Potiomkin miał wówczas pod komendą ledwo trzydziestu niedobitków, słabo uzbrojonych, skrajnie wycieńczonych i padających z głodu. Kłopot w tym, że w Zakopanem w ogóle nie doszło do żadnych walk . Kiedy po południu pojawiły się w mieście czujki oddziałów dowodzonych przez pułkownika Nikołaja Daniłowicza Aleksienkę, czerwonoarmiści pytali ze zdziwieniem górali; - Gdie Giermaniec? Giermanca nie było w mieście już od kilku godzin. Wcześniej wszakże hitlerowcy zdążyli bez przeszkód wysadzić elektrownię, tartak i kilka mostków. Nigdy nie planowali wysadzenia miasta. Przeciwnie, przed odpaleniem ładunków ostrzegli górali, by pochowali się w domach. Fakt, że żadnych walk nie było, ujawnił jako jeden z pierwszych Henryk Jost w swej książce "Zakopane czasu okupacji", której kolejne wydanie ukazało się niedawno. Zwycięski Potiomkin został pierwszym radzieckim komendantem Zakopanego. Może z tego powodu potrzebna mu była bohaterska legenda? *** Władimir Macniew przypisywał sobie także inne czyny, choć trudno powiedzieć, czy bohaterskie. Przez wiele lat chwalił się np., że to właśnie jego partyzanci wymierzyli w Kościelisku sprawiedliwość wodzowi Goralenvolku Wacławowi Krzeptowskiemu. W rzeczywistości wyrok wykonał pluton AK pod dowództwem Tadeusza Studzińskiego ps. Kurzawa. 20 stycznia, a więc w dniu swojej śmierci, Wacław Krzeptowski miał poddać sięÉ właśnie Potiomkinowi. Cała sprawa była uzgodniona za pośrednictwem gajowego z Kir, członka AL. Studziński po prostu był szybszy. Czy Goralenf?rst zgodziłby się oddać w ręce Rosjan, gdyby nie był pewien bezpieczeństwa. Co kto komu obiecał? Wiadomo, że Krzeptowski musiał już wcześniej kontaktować się z Potiomkinem, kiedy przez wiele miesięcy ukrywał się w Tatrach Zachodnich, najpierw po słowackiej, później po polskiej stronie. Korzystał wówczas z pomocy m.in. radzieckich partyzantów. Trudno uwierzyć, by nie dowiedzieli się oni prędzej czy później, kim był ten dziwny zbieg. Mimo to oszczędzili go. Dlaczego? Po Podhalu od dawna krążyły fantastyczne pogłoski, że Rosjanie początkowo mieli projekty wykorzystania wodza Goralenvolku do własnych celów. Niektórzy posuwali się do przypuszczeń, że Wacław Krzeptowski, przed wojną cieszący się dużym mirem wśród górali działacz ludowy, był w radzieckich planach przewidywany naÉ sekretarza PPR. Nawet jeśli uznać te pogłoski za absurdalne, zbyt wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Pewne ślady zostały najwyraźniej celowo zatarte. Rudolf Samardak, przewodnik radzieckich oddziałów w Słowackim Powstaniu Narodowym, spokrewniony z Wacławem Krzeptowskim przez żonę swego brata, musiał na ten temat dużo wiedzieć. Był jednym z pośredników między Krzeptowskim a Potiomkinem, a wcześniej pomagał Wackowi ukrywać się w Tatrach. Wkrótce po wojnie zginął w tajemniczych okolicznościach na Słowacji, prawdopodobnie zamordowany przez tamtejszą bezpiekę. *** - Rosjanie najpierw osłaniali Wacka, a po jego śmierci z polskich rąk, nagle zaczęli usuwać świadków. Czy to nie jest bardzo dziwne? - pyta Józef Krzeptowski Jasinek z Kościeliska, autor genealogii rodów góralskich. Mówiąc o usuniętych świadkach (m.in. Samardak, nieudana próba "uciszenia" Studzińskiego), Krzeptowski Jasinek ma na myśli przede wszystkim braci Andrzeja i Stefana Krzeptowskich, mniej znanych działaczy Goralenvolku. Wbrew krążącym opiniom, nie byli oni ani rodzonymi braćmi, ani nawet kuzynami, lecz zaledwie dalekimi krewnymi Wacława. - Nie pchali się do pierwszego szeregu, ale jestem pewien, że to oni kręcili Wackiem. Wacek był prosty chłop, dobry do wódki i bab, ale nie do polityki. Andrzej i Stefan mieli natomiast wykształcenie i obycie w świecie. Andrzej, porucznik rezerwy, był sławnym narciarzem, uczestnikiem biegu na 50 km na Olimpiadzie w Lake Placid w roku 1924. Stefan ukończył prawo i ożenił się z "panią". Prawdopodobnie w domu ich rodziców przez pół roku po przewrocie majowym ukrywał się Wincenty Witos. W każdym razie, pozostawali w bliskiej zażyłości z byłym premierem, którego w roku 1945 Rosjanie chcieli koniecznie zrobić wiceprezydentem KRN. - Muszę jeszcze zdobyć na to niezbite dowody, ale wiele wskazuje, że Andrzej i Stefan grali na dwie strony - mówi Krzeptowski Jasinek. - Ich rodzony brat Wojciech był proboszczem w Płazie koło Chrzanowa, a równocześnie zaprzysiężonym oficerem AK. Są mocne poszlaki, że Andrzej, który miał sklep w Zakopanem, zaopatrywał za pośrednictwem księdza Wojciecha tamtejszych partyzantów. *** Po wkroczeniu Rosjan Andrzej Krzeptowski schronił się właśnie w Płazie u brata. Potem słuch o nim zaginął. - Kto go dopadł i w jakich okolicznościach, nikt nie wie, nikt nie mówi. Nawet najbliższa rodzina twierdziła, że przedostał się do Austrii i tam zmarł. Jednak udało mi się trafić na dokument, z którego wynika, że Andrzej Krzeptowski zmarł 26 lutego 1945 roku w szpitalu św. Łazarza w Krakowie. Według mnie, prawda wyglądała tak, że Ruscy dopadli go w Płazie i zakatowali w śledztwie. Drugi z braci, Stefan, zmarł na Syberii. - To też była bardzo dziwna śmierć - uważa Krzeptowski Jasinek. - Pod koniec lata 1948 roku wszyscy górale wrócili z łagru, tylko on nie. Józef Krzeptowski Jasinek zapewnia, że jest najdalszy od wybielania Goralenvolku. - Byli zdrajcami, to fakt. Ale czy to był powód, żeby ich wykończyć po cichu, zamiast postawić przed sądem? Może ktoś bał się tego, co mogliby powiedzieć? Podejrzewa, że mogło to mieć związek z dwiema supertajnymi naradami, jakie pod koniec roku 1939 i na początku 1940 odbyli w Zakopanem wysocy funkcjonariusze gestapo i NKWD. - Wacław pozostawał w zażyłych stosunkach z Weissmannem, szefem gestapo w Zakopanem. Jestem przekonany, że Krzeptowscy dowiedzieli się czegoś, czego nie powinni byli wiedzieć. Mnie się wydaje, że informacja, iż zbrodnia w Katyniu była przedmiotem wcześniejszych ustaleń sowiecko-hitlerowskich. Nawet jeśli hipoteza ta wyda się komuś zbyt fantastyczna, czyż nie jest to prawdziwe wyzwanie dla historyków?