Właściciel „Konstancji” nie chciał mu otworzyć, uchylił tylko drzwi, tak że było mu widać połowę twarzy z jednym, podkrążonym okiem. Poznał go, pewnie nieraz podglądał przez dziurkę.
– Panie, ja nic nie chcę wiedzieć, ja się w nic nie wtrącam. Głupotę zrobiłem, że nie sprzedałem tego interesu za psi grosz, jak mój znajomy „Ukrainkę”. Teraz mi na pewno zabiorą, powiedzieli już, chałupa pójdzie pod kwaterunek... Była, była. Wpadli
jak po ogień
, ona i dwóch chłopów, wynieśli jakieś kartony, ubrania w kocu. Ona ich ciągle poganiała. Pojechali warszawą kawowego koloru. Nawet „do widzenia” nie powiedzieli, tylko że „pokój się zwalnia”.
– Mogę obejrzeć?
|